Został jeszcze tydzień.
Został mi tydzień na podjęcie decyzji. Za krótko. Za mało czasu. Tyle
czasu zajęło mi zebranie się na odwagę… ledwo zaczęłam z nim rozmawiać. To za
wcześnie. Czas mi się sypie przez palce. Czemu tak ciężko jest zrobić krok do
przodu. Ah! Gdybym tylko była odważniejsza w jego obecności…
Za tydzień będzie skończona. Twarz już gotowa, teraz tylko ją
przyozdobić. Tylko cały czas czegoś mi brakuje. Jakiegoś małego elementu…
Pozytywki? Nie… to dopiero na końcu… Coś jest nie tak… Jeszcze tylko tydzień…
to naprawdę mało czasu. Pierwszy raz tak bardzo mi zależy na pracy…
Znowu przyszła. Za często tam bywa, nawet jeśli chodzi tylko o pracę… w
sumie to ostatni tydzień, gdy jest zmuszona żeby to robić. Ostatni tydzień, w
którym będzie zajmować się tą hołotą. Niech się cieszą jej obecnością póki
mogą. Potem wyjedzie i tu nie wróci. Tak, tak, nie wróci…
To ta dziewczyna. Długie blond włosy związuje zawsze w warkocz. Jej
szare oczy zawsze mają tyle życia w sobie. Prosta suknia tak różna od mojej.
Znowu się rumieni… czy to naprawdę wygląda tak dobrze? Czy ja też będę je mogła
mieć? Czy ja też będę umiała Cię rozweselić? Ojcze…
***
Mój ojciec ostatnio strasznie się
denerwuje. Chodzi w kółko i pomimo bliskiego terminu ukończenia mnie, zaczął
tworzyć nową dziewczynę. Jej ciało leży na stole obok mnie. Jest wyższa niż ja, ma długie
niebieskie włosy, oczy też ma niebieskie, ale nie takie, jak nasz tata. Nie
dostała jeszcze sukienki, ale to nic. Na pewno jej ją uszyje w przeciągu tego
wieczoru. O ile znów zasiądzie do pracy. Co wieczór staram się do niego wesoło
uśmiechać. Choć wiem, że to nie ma sensu. Jestem lalką. Nie poruszam się sama.
Nadal nie nadał mi imienia. To dziwne, ale zdawało mi się, że dopóki on mnie
nie nazwie, dopóki nie określi mojego losu nic nie znaczę. Moja pozytywka nie
zagra, mój uśmiech nie będzie go cieszyć. Dobrze wiedziałam, co jest tego
przyczyną. Mianowicie ONA. Dziewczyna z piekarni, mój pierwowzór. Kocha ją.
Widać to, jakby tak nie było nie byłybyśmy do siebie tak podobne. Nie
zostawiałby na wpół skończonych części, nie pilnowałby się tak przed wyjściem,
nie rozgadywałby się tyle. Mój ojciec żył samotnie i to go krępuje. Nie umie
jej to powiedzieć, a ostatnio stało się to dla niego prawdziwym utrapieniem.
Kilka tygodni temu przyjechał pewien kupiec. Zajrzał do sklepu na chwilkę i
powiedział, że jeszcze tu wróci. Tata ma nadzieję, że zechce od niego wziąć
część moich sióstr. Jednak jego wizyta przysporzyła mu gorszego zmartwienia. Dziewczyna
mu powiedziała, że ma on zostać jej narzeczonym, ale sama nie podjęła jeszcze
decyzji. Niechętnie o tym mu powiedziała. Czyli i ona…
Dziś Ojciec skończył moją
niebieskowłosą siostrę. Prezentuje się pięknie. Gdy tylko wyszedł z pracowni,
aby ją położyć na półce w sklepie do pomieszczenia wszedł ten mężczyzna.
Niedbale rozejrzał się dookoła. Rozmawiał o czymś z tatą. Trochę się pokłócili,
ale nie było to widocznie duże nieporozumienie. Chwilę później mężczyzna wyszedł
z moją siostrą, a ojciec dokładnie zamknął drzwi do pracowni. Nic więcej nie
dane mi było zobaczyć.
***
- Przepraszam za spóźnienie…
- Gdzieś ty znowu była?
- Musiałam dostarczyć chleb… nie
musisz być dla mnie tak oschły…
- Przepraszam, jeden interes nie
poszedł po mojej myśli.
- R-rozumiem – powiedziałam
spuszczając wzrok.
Nie lubię tego widoku. Jego
widoku. Ostre rysy twarzy, ciemne, krótkie i nastroszone włosy skrywane pod
wysokim kapeluszem. Małe oczy dokładnie wyceniające jakość i prawdopodobną cenę
tego, co akurat zauważą. Łącznie z ludźmi. Miły na zewnątrz - oschły w środku.
Wysoki, z kilkoma bliznami na dłoniach. To pozostałości po niektórych utargach.
Nie chcę wiedzieć jakiego typu. Nie chcę go widzieć na oczy. Niech się wynosi.
Niech się wyniesie z tego miasta i mojego życia. Ze swoimi wysokimi, skórzanymi
buciorami, którymi wtargnął do mojego życia i nie zamierzał go łatwo opuścić. Rodziców
omamił złotymi górami i nienagannymi manierami. Mieszkańcom pomógł w rozwoju
handlu. Wszystkim nawet JEMU… i bezczelnie poprosił o moją rękę. Nie znam go
ani odrobinę, ale dobre wrażenie jakie wywarł jest już nieodwracalne i rodzice
zaakceptowali kandydaturę. Co nie oznacza, że już jestem jego narzeczoną. Co to, to nie! Mam swoje lata i swój rozum. Sama zdecyduje kto zostanie moim mężem.
Niestety kiedy przedstawiłam rodzicom mój pogląd na tę sprawę to nie zgodzili
się ze mną. Marzy im się życie na salonach dla mnie. To prawda, że z moim
głosem mogłabym coś zdziałać, ale nie chcę tego robić. Jedyne czego chcę, to
znowu usiąść obok niego, przy biurku. Zobaczyć, jak jego sprawne ręce szlifują
kawałki drewna. Jak z wielką delikatnością obchodzi się z każdym materiałem.
Jak spogląda skupiony gdzieś w dal swoimi błękitnymi oczami, gdy zastanawia się
nad kolejną lalką…
- Czemu nie nosisz bardziej
kolorowych ubrań? – zapytał mnie tym swoim ostrym głosem sprowadzając mnie na
ziemię.
– Codziennie chodzę z pieczywem po mieście.
Brązowy kolor pasuje idealnie do pracy w piekarni. Nie widzę potrzeby noszenia
innych kolorów niż brązowy i jego pochodne.
- Szkoda o wiele lepiej by Ci było
w zielonym – odparł obrażony.
- Nie mam niczego w tym kolorze. –
Nawet nie próbowałam być już miła. Po co? Za kilka dni i tak go odeślę z
kwitkiem. O ile ON się zgodzi…
***
Szlag, ten durny lalkarz.
Wiedziałem, że ta żółta pacynka na zapleczu jest o wiele lepsza od tego
niebieskowłosego badziewia. No nic. Ten facet jest umiejętny… trzeba po prostu
go przekonać, że lepiej będzie, jak ją sprzeda. Trzeba to jakoś załatwić. Jeśli nie
po dobroci to będę musiał użyć wszystkiego, aby zamknął swój interes. On
jest zbyt niebezpieczny…
***
Młodzieniec wszedł do pracowni
cały zdenerwowany. Pierwszy raz w życiu czuł się tak źle. Oparł się o swoje
biurko. Spuścił głowę, zamknął oczy. Ciężko oddychał. Zacisnął dłonie na blacie
tak mocno, że aż knykcie mu zbielały. Przygryzł wargę. Nie chciał na nic
patrzeć. Czuł, jak go wszystkie siły opuściły. Jakby wszystko wokół niego miało
zaraz stać się szare. Stracić wszystkie barwy i znaczenie.
- Rodzice chcą, żebym za niego
wyszła – powiedziała niezbyt zadowolona bawiąc się warkoczem.
- Na pewno dobrze się Tobą zajmie.
- No nie wiem…
- Jeśli coś Ci nie odpowiada to przecież możesz porozmawiać z
rodzicami. Na pewno Cię wysłuchają i doradzą.
- Pewnie tak…
- Nie pozostaje mi już nic innego, jak tylko Ci pogratulować. Nareszcie
będziesz mogła się rozwinąć.
- O czym ty mówisz?
- Całe miasteczko wie, że uwielbiasz śpiewać, a tak wpływowy małżonek z
łatwością Ci pomoże przy ewentualnej karierze.
- M-może… - dziewczyna spojrzała na sklepową wystawę – och, zrobiło się
już późno. Muszę już iść. Masz rację – dodała unikając mojego wzroku –
porozmawiam o tym wszystkim z moimi rodzicami.
Blondyn nigdy nie myślał, że będą
o czymś takim rozmawiać. Nie. Nigdy nie pomyślał, że ona może kiedyś wyjechać.
Nie chciał o tym myśleć. Zawsze żył samotnie. On i jego sklep. Jego lalki. To
wszystko czego potrzebował. Nawet nie zauważył kiedy to się zaczęło. Czy wtedy,
jak zobaczyli się po raz pierwszy? W sumie od dziecka ją widywał. Ale zawsze
były to sprawy natury służbowej. Ona przynosiła pieczywo, on jej płacił. Może
od momentu, gdy przystanął posłuchać jej śpiewu? Nie, to było wcześniej. Kiedy
przyniosła tą szmaciankę do naprawy? Tak, chyba w tamtym czasie nawiązała się między
nimi ta więź. Silna i bolesna. Ona wyjdzie za bogatego kupca, on zostanie w
swojej pracowni ze swoimi lalkami. Tak będzie. Tak powinno być. Ona będzie
słynną śpiewaczką na salonach, on będzie robił zabawki dla młodych arystokratek
i nie tylko. Tak, tak będzie. Tak musi być.
- Nie mam co się z nim mierzyć –
powiedział chłopak na głos.
Jednocześnie poczuł mocny ucisk w
okolicy serca. Wiedział, co on oznacza. Już go kiedyś czuł. Ale przecież ona nie
odchodzi na zawsze. Wróci tutaj kiedyś. Przyjedzie w odwiedziny do rodziny.
Pewnie wstąpi tutaj jeszcze. Na pewno będzie miała dzieci. Albo mężowi będzie
pomagać przy transakcjach, więc prędzej czy później tu wróci. Zobaczą się. Nie
ma w tym nic złego. Ona będzie żoną bogatego kupca, a on skromnym lalkarzem. Który
będzie w samotności tworzyć kolejne drewniane marionetki. Swoich synów i swoje
córki.
Niebieskooki wziął głębszy oddech.
Czuł się, jakby miał zaraz stracić oddech. Albo jakby jego serce miało zaraz
wyskoczyć z piersi i pęknąć. Roztrzaskać się na kawałki. Pogratulował jej,
czyli się pogodził. Życzył jej szczęścia na nowej drodze życia. Wśród salonów.
Bez niego.
Lalkarz odepchnął się od stołu.
Zrobił to trochę za energicznie. Przez to mebel aż się zachybotał. A razem z
nim wszystkie przedmioty, znajdujące się na nim. Większość została na swoich
miejscach. Tylko jedna rzecz się przewróciła. Tak dokładniej rzecz ujmując, to
upadła. To ona zmusiła go do otwarcia oczu. Cichutka melodia z pozytywki.
Pozytywki umieszczonej w osobliwym pudełku. W jego lalce. Jego ukochanej
blondwłosej lalce. W jego najcenniejszym skarbie.
- Tylko ty mi pozostałaś –
powiedział biorąc delikatnie „dziewczynkę” w swoje dłonie.
Obejrzał ją dookoła, czy nic się
nie uszkodziło, a kiedy się upewnił, że wszystko z nią w porządku; z mieszanymi uczuciami skierował się do
części mieszkalnej swojego sklepu.
--------------------------------------------------------------
Haha! Nareszcie, prezentuję wam czwarty rozdział Dolls! Czekał ktoś jeszcze na niego?
Tak, ja czekałam chociaż chyba nie rok. Fajnie tyle różnych reakcji. Chociaż zadam ci pytanie za sto punktów. Jak się zwie dziewczyna? Gdzieś mi uciekło :>
OdpowiedzUsuńOgólnie rozdział bardzo mi się podoba i jest na plus. Masz pisać więcej xD
Nie zostało podane jej imię :p
UsuńAaa... I tu jest haczyk :>
UsuńŚwietne :D Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuń