Fioletowowłosy chłopak szedł długim, bogato
zdobionym korytarzem. Jego
ciemnofioletowe szaty i biały płaszcz delikatnie szeleściły z każdym
jego ruchem. Jego długie włosy zostały spięte w wysoki kucyk i delikatnie
powiewały za nim. Po drodze minął kilku strażników, którzy z pokorą ukłonili
się przed nim. On nie zwracając na nich większej uwagi kierował się w kierunku
Sali tronowej. Wchodząc tam zobaczył swojego ojca, który prowadził ożywioną
rozmowę z jednym z doradców. Co jakiś czas zasłaniał swoje usta dłonią i
pokaszliwał. Na widok chłopaka lekko się zmieszał i uciął rozmowę ze sługą.
„Och, Ga khy, khy, Gakupo. Dobrze, że Cię
widzę.”
„Również
się cieszę” – powiedział klękając przed nim zgodnie z obyczajem – „wzywałeś.”
„Tak, tak” – znów zasłonił ręką usta, aby
zakryć kaszel – „jak wiesz nie zostało za wiele czasu do twej koronacji…”
„Mówiono mi o tym. ”
„Tak, ale zanim to nastąpi…” - mężczyzna
zasiadł na tronie z ciężkim westchnieniem. Choć jego włosy prawie całe
wypłowiały następca nadal widział chorowitego króla tak jak za pierwszym razem.
Jednak w tej chwili nawet nie podnosił wzroku na swojego ojca, a i on nie
zwracał na to większej uwagi i z należną mu uwagą kontynuował rozmowę – „pomimo
zamążpójścia Twej siostry, nadal nam zagrażają państwa ościenne. Na naszą
niekorzyść są silniejsze.”
„Czy to oznacza, że będziemy mieli wojnę?” –
Zapytał jak najspokojniej młodzieniec.
„Wygramy te potyczki. Już poczyniłem
starania. Na czas nieokreślony zostaniesz odesłany pod opiekę Wyroczni, która
za niedługo powinna objąć rządy w mym imieniu. Wówczas mamy pewne zwycięstwo…”
„O czym ty mówisz!?” – Spytał zszokowany. – „Chcesz jej oddać władzę w Królestwie, to przecież…”
„Milcz!” – Król podniósł głos choć po chwili
przypłacił to kolejnym atakiem kaszlu. – „Taka moja wola i nic tego nie zmieni.
Ma o wiele więcej kompetencji od Ciebie, a żebyś nauczył się dyscypliny i
rozumu odsyłam Cię do jej szkoły. Taka moja wola, część Twoich rzeczy została
już spakowana. Poinformowano mnie, że dzisiejszego popołudnia opuścisz mury
tego zamku. A teraz wracaj do swojej komnaty.”
„Jak sobie życzysz” – powiedział z udawanym
spokojem książę wstając po chwili ciszy z kolan.
Wracając do pokoju chłopak czuł się źle.
Nawet gorzej. Rozejrzał się wokół siebie i zauważył, że ubyło części sprzętów.
Z ciężkim westchnieniem zasiadł za biurkiem i zaczął przeglądać swoją ulubioną
książkę. Na tej czynności upłynął mu czas do wyjazdu. Bez słowa opuścił pałac i
wsiadł do prostej karocy bez żadnych ozdób. Wcześniej pozostawił swoje książęce
szaty sługom, aby jadąc do szkoły nie
wzbudzał podejrzeń, ani zbędnego zamieszania. Bez większej ciekawości, z
kamiennym wyrazem twarzy, wyglądał przez okno na drogę. Ze spokojem przyglądał
się promieniom słońca, które odbijały się od jasnych murów pałacu królewskiego.
Podróż trwała kilka tygodni. Książę miał już
dosyć narzuconej mu ciszy, gdy wysiadał z powozu. Pierwszym, co zobaczył był olbrzymi
taras. A dokładniej to podjazd z nim połączony. Wszystkie wozy zatrzymywały
się przed ogromnym pasmem zieleni, który przecinały dwie ścieżki. Każda
prowadziła do jednej z dwóch bram. Potężnych metalowych drzwi osadzonych w
wysokim, kamiennym murze. Chłopak został poproszony o udanie się do tych po
jego prawej stronie. Gdy był w środku drogi zobaczył, że dróżką obok idzie para
srebrnych rycerzy w towarzystwie kapłana odzianego w czerń. Szli dostojnie i
szybko. Mężczyzna trzymał w rękach coś małego. Zatrzymali się przed drugą bramą
prawie jednocześnie. Brama została otwarta dla nich od środka. Zanim gruby mur
odciął go od tamtego zdarzenia, fioletowowłosy zauważył drobną (kobiecą) dłoń
odźwiernego.
„Znajdujemy się na zewnętrznym dziedzińcu” –
oznajmił jeden z uczniów szkoły, gdy książę znalazł się za bramą. – „Adepci
spotykają się tutaj tylko podczas dnia odwiedzin dla szkoły Div. Żeby wszystko
było jasne. Panują tutaj reguły, których nie wolno łamać pod żadnym pozorem. Po
pierwsze, tutaj liczy się tylko i wyłącznie status uczniowski, pochodzenie nie
ma nic do rzeczy. Dwa, Do Najwyższego Kapłana nie wolno mówić per ty albo per
jakiś tam Panie. Tylko zwrot Najwyższy Kapłanie Cię dotyczy. Nie tolerujemy
tutaj spóźnień oraz negatywnych czynności. Bójki, głośnie sprzeczki są
niedozwolone. Oczywiście rozmowy z innymi można prowadzić. Następnie rozmowa z
jakąkolwiek dziewczyną należącą do Szkoły Div jest absolutnie zabroniona. Nie
żeby było wiele okazji którąś z nich choćby zobaczyć…” – powiedział z przekąsem
otwierając kluczem kolejną bramę.
Oczom przybyszów zaraz po wyjściu zza kilku
drzew ukazał się okrągły, wybrukowany dziedziniec z kilkoma ławkami
pozajmowanymi przez studentów. Nikt nie zwrócił na nich większej uwagi. Tuż
przed nimi znajdowały się drzwi do budynku Akademii. Był to również pałac i to
większy niż pałac królewski. Fioletowowłosy wziął głębszy oddech z
niedowierzania. Rozejrzał się dookoła i po lewej, wśród rosnących tam małych
drzew dostrzegł postać odzianą w białe szaty, która siedziała przed innymi,
drewnianymi drzwiami. Jego przewodnik również spojrzał w tamtą stronę i podjął
zaczęty wątek.
„Jak już mówiłem, nie wolno rozmawiać z
dziewczętami. Naszą uczelnię z ich szkołą łączą tylko te jedne drzwi. Niewielu
z tu obecnych może przez nie przejść, a i tak jest to dozwolone tylko w
pewnych, konkretnych sytuacjach. One mają podobny zakaz. No i ostatnia rzecz” –
powiedział ciągnąc za rękaw nowicjusza – „odkąd przekroczyłeś te mury podlegasz
tutejszym zasadom. Choćby Król wydał edykt o wojnie, rozkazał wszystkim
mężczyznom w Królestwie się pozabijać, czy co tam jeszcze… nas to nie obchodzi.
TO jest królestwo Wyroczni” – powiedział zataczając ręką wielki krąg – „um,
przepraszam. Jej Wysokości Wyroczni. Jej słowa, jej rozkazy, jej gesty są tutaj prawem. To Jej podlegasz.
Nie wolno o tym zapomnieć.”
„Dlaczego? Przecież to Król rządzi tym
państwem.” – Odpowiedział jak najspokojniej chłopak.
„Mówisz o tej marionetce? Już od dawna
wszyscy wiedzą, że Wyrocznia rządzi od kilkunastu wieków. Król i jego rodzina
są tylko jej marionetkami. Udają władców przed innymi królami. Ale wewnątrz
państwa nie ma nikogo groźniejszego i z większą władzą niż Jej Wysokość
Wyrocznia. Dlaczego? Czemu? To proste. Ona rozmawia ze smokiem. Ona użycza jego
mocy. Ona go pilnuje. Zły ruch wyroczni, zły wybór nowej Divy, zła ocena
sytuacji, jedno złe słowo w stosunku do tamtego stworzenia i po nas wszystkich.
Ze smokiem nie wygrasz. A Wyrocznia jest jego reprezentantką. Nigdy o tym nie
zapominaj.” – Powiedział dobitnie wpatrując się swoimi złotymi oczami w
chłopaka.
„Rozumiem, będę uważać.”
***
Mój pokój znajdował się we wschodniej części
mieszkalnej szkoły. Prosty mały pokój wyposażony w biurko złożone z kilku
desek, drewnianego krzesła i łóżka z twardym materacem i chropowata białą
pościelą. Wszystkie moje „bogate” ubrania zostały odesłane, a w skrzyni pod
ścianą znajdowało się kilka kompletów szat uczniów szkoły kapłańskiej. Dostałem
dwa dni na zaaklimatyzowanie się wliczając w to dzisiejszy dzień, a dokładniej
to popołudnie, które mi zostało. Postanowiłem, więc nie wychodzić z komnaty.
Usiadłem tylko na swoim krześle i wpatrywałem się w widok za oknem. Nie miałem
w sumie innego zajęcia. Książek nie potrzebowałem. Zeszyty na notatki z
wykładów znajdowały się w jedynej szufladzie biurka. Wyglądając na zewnątrz
mogłem przynajmniej uspokoić swoje skotłowane myśli. Głównie to nie umiałem
znaleźć przyczyny dlaczego mnie tu zesłano, jak i tego dlaczego Król - mój
ojciec postanowił przekazać rzeczywistą władzę Wyroczni. A może właśnie po to
tu mnie przysłali? Nie, moc Wyroczni jest bardzo dobrze znana wśród ludzi.
Szczególnie z mojego kręgu.
Siedziałem w swej komnacie w zupełnej ciszy,
gdy nagle usłyszałem za drzwiami jakiś łomot. Odgłos był taki, jakby ktoś spadł
ze schodów. Już otwierałem usta, aby komuś polecić otworzyć moje drzwi, ale
zawczasu oprzytomniałem i sam do nich podszedłem. Ledwo je uchyliłem, a
zobaczyłem dwójkę uczniów. Młodych mężczyzn w moim wieku. Jeden z nich o
różowych, krótko ściętych włosach podnosił się właśnie z ziemi, a jego
towarzysz spoglądał na niego z niezadowoleniem. On z kolei miał
ciemnoniebieskie włosy.
„Yuuma, chybaś oszalał! Przecież jak Cię
dorwą to wydalą w tempie natychmiastowym!”
„A co ja mam zrobić, co? Mizki i ja się
lubimy i z wielką chęcią…”
„Tobie tylko ta cholerna Diva w głowie!
Dobrze wiesz, że dobrze to to się nie skończy! Po co ty tutaj w ogóle
przyszedłeś? Żeby się uczyć, czy Divy podrywać, co?” – powiedział zaczepnie.
„A ty? Sam udajesz ucznia dążącego do pozycji
najwyższego maga, a swój cel chowasz przed wszystkimi.” – Na te słowa
niebieskowłosy uśmiechnął się pod nosem.
„Masz rację przyjacielu, masz całkowitą
rację. Nasze cele musimy w końcu ziścić.”
„Krok po kroku…”
„…i pozbędziemy się tej przeklętej władzy.” –
Zakończył z uśmiechem.
Chwilę potem dwoje studentów zniknęło na
schodach prowadzących w dół.
***
„Mówię Ci, że to nie ma sensu!”
„Och, Kaito przesadzasz!”
„Wcale nie, stróż Cię nie przepuści, nawet
słowa nie zamienicie.”
„Kto nie próbuje ten nie zyskuje.”
„JA nie zamierzam tracić głowy z powodu
głupiej dziewczyny. Chyba zgodzisz się ze mną Gakupo, że on nie jest przy
zdrowych zmysłach?”
„Em… no cóż… to na pewno ma bardzo nikłe
szanse powodzenia…”
„No widzisz nawet on się ze mną zgadza!”
Kłótnia pomiędzy moimi kompanami zawsze trwa
godzinami. Tym razem wybuchła, gdy całą trojką uczyliśmy się na szczycie wieży,
w której miałem pokój. Żaden z nich nie wiedział o moim pochodzeniu, co
ułatwiało mi rozmowę z nimi. Zostałem przez nich zaakceptowany zaraz następnego
dnia, gdy tylko wyczuli mój potencjał. W sumie to zostałem zapisany z nimi na
wszystkie zajęcia, a były to wykłady przeznaczone dla magów i to jeszcze na
półmetku. Bardzo szybko dowiedziałem się od nich wszystkich potrzebnych
informacji o szkole, ludziach i wszystkich zakazach, które tam obowiązują.
Okazało się, że pod hasłem: To jest
królestwo Jej Wysokości Wyroczni kryła się tyrania. Nie wolno było podważać
głośno JEJ osoby, ani JEJ czynów. W szczególności większość uczniów miała
najwięcej zarzutów do zakazu nawiązywania kontaktów z dziewczętami ze szkoły
Div. Niestety ominął mnie tak zwany Dzień Odwiedzin, więc nie miałem możliwości
ujrzenia młodych adeptek na własne oczy, ale Yuuma szybko te braki w mojej
wiedzy nadrobił. W szczególności, jeśli chodzi o pewną Divę o imieniu Mizki. O
niej to potrafił rozprawiać godzinami. I to jej osoba zawsze prowadziła do
kłótni. Bo pomimo zakazu oboje się spotykali, jak dotąd bez przeszkód.
Niespecjalnie mnie to interesowało, jak również nie umiałem się opowiedzieć
kategorycznie po stronie Kaita, który usilnie nakłaniał przyjaciela do zaprzestania
niebezpiecznej praktyki.
Życie w tej szkole nie sprawiało mi większych
trudności. Nawet podobało mi się. Ten spokój tak niecodzienny w królewskim
pałacu. Lekcje nie wydawały się nudne, ale to pewnie przez to, że nadal jest to
dla mnie nowe. Pewien jestem jednego, że ta szkoła naprawdę dobrze kształci.
Jednak wracając do moich przyjaciół. Kłótnia
skończyła się dopiero po wieczornych zajęcia, gdy ja i niebieskowłosy
zgodziliśmy się kryć roztrzepańca o różowych włosach. Całą trójką ubraliśmy się
w ciemne stroje z jak najmniejszą ilością ozdób. Wymknęliśmy się z wieży na
dziedziniec tuż przed „godziną policyjną”, dzięki czemu wmieszaliśmy się w tłum
ostatnich uczniów śpieszących do swoich komnat. Przebiegliśmy przez zaciemnione
podwórze i skradaliśmy się do budki stróża najciszej jak tylko potrafiliśmy.
Kaito zaszedł mężczyznę od tyłu i z pomocą chusteczki przesiąkniętej środkiem
nasennym go uśpił. Ja z kolei zabrałem klucze i podałem je Yuumie. Od tej
chwili Kaito i ja pilnowaliśmy czy nie idzie zmiennik, ukryci w krzakach. Nasz
plan awaryjny nie był honorowy. W razie wpadki każdy miał ratować własną skórę.
Różowowłosy szybko zniknął za drewnianymi drzwiami.
Siedzieliśmy tak już dobrą chwilę, gdy mój
towarzysz się odezwał.
„Co ten Yuuma tyle robi? Jak się nie
pośpieszy to zaraz nas złapią.”
„Raczej nie da się złapać… dziewczyna raczej
będzie ostrożniejsza i nie pozwoli sobie przyszłości zniszczyć.”
„Ta…” – Kaito prychnął na moje słowo
przyszłość – „żebyś ich widział podczas dnia widzenia… oczu od siebie nie
odrywali. Jak nie uda nam się go odwieść od tych romansów to straci gł…”
Niebieskowłosy urwał nagle słysząc zbliżające
się kroki. Naszych uszu dobiegał odgłos dwóch par. Jedne szły od strony ogrodu
Div, drugie - gdzieś zza nas – od strony naszej szkoły. Nasza decyzja była
jedna i szybka – w nogi! Cicho
wycofaliśmy się w jeszcze ciemniejszą część naszej kryjówki. Na moment
znieruchomieliśmy widząc ruch tuż przed nami. Gdy zniknął z pola naszego
widzenia przeszliśmy jeszcze kilka kroków w tył zgięci w pół, po czym
przebiegliśmy dziedziniec. Wchodząc do budynku usłyszeliśmy czyjś krzyk. Nie
zatrzymaliśmy się tylko już braliśmy po kilka stopni na schodach prowadzących
do dormitoriów.
O wyniku nocnej schadzki naszego przyjaciela
mieliśmy się dowiedzieć następnego ranka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz