- Dzień dobry! – Zawołała
blondynka wchodząc do sklepu.
- Dzień dobry – odpowiedział jej
głos właściciela zza półek.
- Przyniosłam Twoje zamówienie z
piekarni – powiedziała spokojnym głosem podchodząc do lady. Chwilę później po
drugiej stronie stołu stanął średniego wzrostu, blondwłosy chłopak. Wręczając
należność dziewczynie od niechcenia spojrzał na koszyk, który miała w ręce.
- Co to? – Zapytał ciekawie
ciągnąc delikatnie za kawałek materiału. Zanim dziewczyna zdążyła zareagować,
szmacianka z rozerwaną sukienką i
zniszczonymi włosami leżała na stole. – Jak ja dawno nie widziałem takiej
lalki! – Powiedział przyglądając się jej badawczo.
- Em… należy do mojej siostry…
młodszej siostry… - zaczęła nieśmiało – prosiła, żebym ją naprawiła…
- Hm… głowa doszyta niedokładnie,
utrata sporej części włóczki, zniszczona sukienka, guziki mają lekkie rysy… –
wyliczał blondyn wszystkie niedoskonałości zabawki po kolei. – Widać, że była
szanowana do niedawnego zdarzenia.
- To nie było miłe – wyrwało się
dziewczynie, która stała czerwona jak burak ze spuszczoną głową.
- Co? – Zapytał zdezorientowany
chłopak.
- No bo… starałam się jak mogłam…
- powiedziała ze spuszczoną głową. Chłopak w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.
- Tej lalki nie naprawi tylko
przyszycie główki – powiedział wesoło – potrzebuje ona gruntownej naprawy. Na
przykład trzeba by zmienić całą włóczkę, którą ma na głowie, bo sama wypadnie
za jakiś czas. Do tego nici przytrzymujące ręce też nie są w najlepszym stanie.
Nie wspominając o materiale, z którego została zrobiona sukienka – odparł
poważnie. – Je-jeśli chcesz to mogę ją naprawić – dodał lekko zakłopotany
spoglądając gdzieś w głąb sklepu.
Dziewczyna niedowierzając
podniosła lekko głowę. Przyjrzała się jego twarzy, aby po chwili znowu oblać
się rumieńcem. Odetchnęła głęboko po czym na nowo podjęła rozmowę.
- Chciałabym naprawić ją
własnoręcznie… jednak pomoc bardzo by mi się przydała – dodała szybko
odwracając wzrok w przeciwnym kierunku.
- Czyli…
- Jeśli chcesz…
- Przyjdziesz jutro?
- Nie widzę przeszkód. Mogę ją tu
zostawić?
- Oczywiście.
- No to…
- Tak… czekam jutro tutaj na
Ciebie.
- Dz-dzięki… to ja już pójdę. D-do
zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Delikatny dźwięk dzwonka oznajmił
wyjście dziewczyny z budynku.
Blondyn stał jeszcze przez chwilę
wpatrując się w drzwi. Po chwili szybkim ruchem zabrał zabawkę z blatu i
zwrócił się w kierunku swojej pracowni. Cichutko podśpiewując odłożył
szmaciankę na biurko, przy którym na co dzień pracuje. Spojrzał na szkielet
następnej lalki, ale nie umiał sobie przypomnieć kształtu jaki chciał jej
nadać. Głowę zaprzątały mu myśli związane z „nowym zadaniem”. Przeszedł
kilkakrotnie pracownię wzdłuż i wszerz, aż w końcu zaczął robić inwentarz.
Natomiast dziewczyna tuż po
wyjściu poczuła się lekka jak piórko. Na jej twarzy pojawił się najszerszy, jak
i najszczęśliwszy uśmiech, jaki dotąd ją zdobił. Podskakując przemierzyła krótką ścieżkę od
warsztatu lalkarza do miasteczka. Tam, aby dać upust swoim emocjom zaczęła
podśpiewywać jedną z ludowych piosenek.
Tego dnia nie bawiła się z dziećmi
tylko od razu wróciła do domu. W swoim pokoju rzuciła się z radosnym okrzykiem
na łóżko. Wzięła do rąk swoją lalkę, którą dostała na ostatnie urodziny i ze
świecącymi oczami spoglądała na jej twarz.
Marionetka miała długie, falowane,
czarne włosy i oczy koloru wiosennej trawy. Jej sukienka również była długa w
kolorze oczu z czarnymi zdobieniami. Prosta, jednocześnie widać było ogromny
wkład pracy twórcy w jej stworzenie. Każdy, nawet najmniejszy detal był
dopracowany do perfekcji.
- W końcu udało mi się z nim
porozmawiać… jutrzejszą rozmowę przeprowadzę z nim lepiej. Mam nadzieję, że uda
mi się spędzić z nim więcej czasu od teraz. Ciekawe jak będzie wyglądać ta
szmacianka. Na pewno będzie śliczna, jak wszystko do czego on przykłada rękę –
powiedziała blondynka lekko rozmarzonym głosem delikatnie przytulając swoją
drewnianą marionetkę.
***
- Dzień dobry – rozległ się
niepewny głos blondynki wchodzącej do sklepu lalkarza.
- Dzień dobry – przywitał ją
dziarsko niebieskooki – gotowa do pracy?
- Um.. t-tak – powiedziała lekko
zbita z tropu.
- Zaczekaj tu na mnie zaraz ją
przyniosę – powiedział chłopak znikając za drzwiami do pracowni.
Dziewczyna niepewnie zbliżyła się
do kontuaru. Drżącymi palcami zaczęła bawić się swoim warkoczem. Nie miała
pojęcia, czego spodziewać się po pracy z lalkarzem, a tym bardziej nie
wiedziała jak powinna się przy nim zachowywać. Znała go z tego, że jego umysł w
głównej mierze zaprzątały mu marionetki, które sam zrobił. Rzadko rozmawiała z
nim twarzą w twarz, bo albo stał do niej tyłem - poprawiając i tak idealnie
wyglądające lalki – albo spoglądał gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem. Czas jaki
z nim spędzała też był bardzo ograniczony. Zazwyczaj widziała się z nim tylko,
gdy przynosiła mu jego zamówienie z piekarni, a te spotkania trwały zaledwie
kilka minut.
Po chwili lalkarz wrócił do sklepu
ze szmacianką w jednej ręce, a w drugiej trzymał włóczkę i trochę narzędzi.
- Zaczniemy od włosów – powiedział
rzeczowo podsuwając dziewczynie drugie krzesło. – Najpierw trzeba usunąć starą
włóczkę, a potem na jej miejsce wszyjesz nową. Pokażę Ci, jak. – Wziął lalkę do
ręki i delikatnie zaczął wyciągać ostałe nitki. Dziewczyna przypatrywała się
zgrabnym i pewnym ruchom chłopaka, po czym sama, drżąc zaczęła naśladować jego
ruchy.
Pracowali całe popołudnie. Dziewczyna
co jakiś czas popełniała jakiś błąd, to chłopak musiał coś jej pokazać jeszcze
raz, coś spadło, coś się rozpruło nie tak jak trzeba i tym podobne wypadki
zdarzały się co chwila. Jednak ani razu lalkarz nie stracił cierpliwości, ani
nie podniósł głosu. Jego „uczennica” również na nic nie narzekała, a nawet
zadawała pytania od czasu do czasu. Siedząc razem przy jednym stoliku świetnie
się bawili. Rozstali się tuż przed zachodem słońca z uśmiechami na twarzy, choć
w głębi serca nie chcieli się rozstawać.
Po wyjściu dziewczyny, blondyn
zebrał wszystkie przyrządy i wrócił do swojego warsztatu. Odłożył je na miejsce
i znowu usiadł przed nieskończonym szkieletem lalki. Przyglądał się kawałkowi
drewna przez dłuższy czas, aż w końcu ujrzał w wyobraźni szkielet marionetki. Z
wielkim zapałem wziął dłuto do ręki i zaczął rzeźbić drewniane ciało.
***
Cichy odgłos dzwonka rozbrzmiał po
raz kolejny, wewnątrz mojego sklepu.
Wystarczyło mi tylko jedno
spojrzenie w tamtą stronę, aby wiedzieć, kto przyszedł. To znowu przyszła ona –
córka miejscowych piekarzy. Od kilku dni pomagam jej przy naprawie pewnej
szmacianki. Polubiłem jej towarzystwo. Zawsze uśmiechnięta i z zapałem do
pracy. Choć wolę pracować sam, to oglądanie poczynań innych jest równie miłe.
Czasami zaczynam się zastanawiać, co się stanie z moim sklepem w przyszłości…
ale mam na takie rozmyślania jeszcze czas.
- Dzień dobry! – Przywitała się z
radością, jak zwykle.
- Dzień dobry.
- Co dzisiaj robimy?
- Hm… główka już zrobiona, szwy
też ponaprawiane… więc dzisiaj będziemy szyć sukienkę.
- Naprawdę? – Zapytała zdziwiona –
czyli już kończymy…
- Na to wychodzi – odpowiedziałem
spokojnie. Ciekawe czemu wydaje mi się,
że się zasmuciła… przecież nie ma nic lepszego od zobaczenia końcowego efektu
swojej pracy…
- To jaką będziemy szyć? –
Zapytała wyrywając mnie z rozmyślań.
- Myślałem o oryginalnym kolorze,
czyli czerwona, mam rację? – Spytałem kładąc na blat materiały do pracy.
- Tak, była czerwona – powiedziała
spokojnie zajmując swoje miejsce.
- Zaczniemy od narysowania na
materiale konturów stroju, potem to wytniesz, zszyjesz i założymy na
szmaciankę. – Dziewczyna w odpowiedzi przytaknęła ruchem głowy.
Najpierw na materiał przyłożyłem
drewienka o odpowiednich kształtach, a ona je obrysowywała. Zajęło nam to koło
godziny. Drugie tyle zajęło nam wycinane skrawków. W między czasie dużo rozmawialiśmy.
Nie wiedziałem, że jest ona tak gadatliwą osobą. Choć przy pracy wolę siedzieć
w ciszy to jakoś w jej obecności „hałas” mi nie przeszkadza. Wręcz przeciwnie
cieszę się z jej towarzystwa…
Dzisiaj wyszła wcześniej niż zwykle.
Przez to nie skończyliśmy tej lalki. Jednak nic straconego, zostało tak mało do
zrobienia, że sam mogę ją dokończyć. Jak co dzień posprzątałem i udałem się do
swojej pracowni. Zacząłem wyciągać materiały do mojej kolejnej marionetki, gdy
zauważyłem, że zabrakło mi włosia. Z cichym westchnieniem zabrałem odpowiednią
ilość pieniędzy i wyszedłem do miasta.
Przechodziłem przez rynek, gdy
usłyszałem najpiękniejszy głos ze wszystkich jakie słyszałem. Od razu w oczy rzuciły
mi się te włosy. Jej włosy. Nie żółte tylko prawie złote, w odcieniu młodej
pszenicy związane w długi do pasa warkocz. To była ona. Nawet nie zauważyłem
kiedy przystanąłem i zacząłem się jej baczniej przyglądać. To ona śpiewała i
tańczyła z dziećmi. Gdy skończyła piosenkę pożegnała się z dziećmi i szybko zniknęła
w głębi jednej z ulic. Wówczas i ja udałem się do pożądanego przeze mnie
sklepu. Szybko uwinąłem się z zakupami. Wracając do domu z niewiadomych mi powodów
wstąpiłem do zegarmistrza. Bardzo rzadko wchodziłem do owego sklepu. Zazwyczaj
niczego stąd nie potrzebowałem. Jednak, gdy znalazłem się w środku zrozumiałem
co mnie pod kusiło do wejścia. Malutka pozytywka była na wystawie i grała melodię
podobną do tej, jaką często nuciła ona przy naprawie lalki…
- O kogo my tutaj mamy! – Odezwał się
mężczyzna z głębi sklepu.
- A, dzień dobry. Zaciekawiła mnie
ta pozytywka.
- Jak zwykle dobry gust –
powiedział z uśmiechem właściciel sklepu – można się było tego spodziewać po
naszym wspaniałym lalkarzu.
- Robię co mogę – odpowiedziałem lekko
zakłopotany.
- Jutro przyjdę odebrać należność –
mężczyzna wręczył mi do ręki przedmiot, puszczając oko.
- Będę czekać – powiedziałem z
uśmiechem wychodząc ze sklepu.
Po powrocie znów zasiadłem przed
moim stołem. Tym razem wygląd mojego nowego dzieła przyszedł od razu. Nawet najmniejsze
detale miałem już rozrysowane w głowie. Z uśmiechem na ustach zabrałem się do
pracy.
***
To łaskocze. Hihi.
Nadal nic nie widzę, ale uczucie
jego dotyku jest naprawdę przyjemne. Delikatnie i ostrożnie sprawdził każdą
moją kończynę. Obracał mną w różne strony i co chwila dopowiadał coś pod nosem.
Poczułam lekkie drapanie po twarzy i w końcu mogłam go zobaczyć. Młody mężczyzna
o blond włosach, które kolorem przypominały jasny odcień drewna, którym
wyłożony był sufit i o niebieskich, jasnych jak bezchmurne niebo w letni dzień,
oczach. Uśmiechał się, gdy delikatnie obracał moją głowę w swoich dłoniach.
Uśmiech też ma piękny, taki delikatny. Dotyk tak samo, jakby bał się, że samym
dotknięciem może mnie zniszczyć.
- Będziesz naprawdę śliczna –
powiedział z czułością.
Naprawdę? Tak myślisz?! Nie mogę się doczekać! Zrobię wszystko, aby
Twój uśmiech nigdy nie zniknął.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wybaczycie mi ten długi zastój?
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał >.<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz