Poranne słońce przebudziło młodą dziewczynę ze
snu. Powoli otwierała powieki. Nieśpiesznie wysunęła nogi spod kołdry.
Przeciągnęła się kilka razy po czym podeszła do otwartego okna. Delikatny
wiosenny wiatr owionął jej twarz i rozwiał włosy. Nie przejęła się tym. Z
zamkniętymi oczami i uśmiechem na ustach słuchała odgłosów przyrody. Chwilę
później poczuła woń pieczonego pieczywa z piekarni poniżej. Nucąc wesoło pod
nosem podeszła do misy z wodą. Szybko obmyła twarz, po czym podeszła do
drewnianej szafy. Wyciągnęła jedną z prostych, brązowych sukienek i biały
fartuch. Przebrała się, a potem z powrotem usiadła na łóżku. Rozczesała swoje
długie, jasne włosy po czym splotła je w warkocz. Tuż po wyjściu z pokoju
poczuła, jak ktoś ciągnie ją za sukienkę. Z delikatnym uśmiechem na ustach
odwróciła się do swojej młodszej siostry.
- Co się stało?
- M-moja l-lal-lka – powiedziała
zapłakana dziewczynka – ze-zepsuł ją… łaaaa.
- Cichutko, no już dobrze –
pocieszała blondynka – pokaż mi ją. Zobaczymy co da się zrobić. – Dziewczyna
wzięła siostrę za rączkę i poszła za nią.
Po chwili trzymała w rękach
szmacianą lalkę z odprutą głową i poszarpaną sukienką.
- No, no, no… - powiedziała z
przekąsem – widać, że Markus nieźle nabroił – spojrzała wymownie na młodszego o
parę lat brata, po czym zwróciła się do siostrzyczki. – Zanieś mi ją do pokoju,
jak będę mieć chwilę wolnego to postaram się ją naprawić.
- Dziękuję! – Powiedziała mała
rzucając się jej naszyję.
- No, dosyć. Wasza siostra ma
dzisiaj sporo do zrobienia. – Do pokoju weszła matka rodzeństwa. – Na początek
trzeba zanieść pieczywo naszemu lalkarzowi, potem państwo Misbrodik, następnie
do Ko… - głos starszej kobiety był nie dosłyszalny, gdy weszła z powrotem do
piekarni.
- Słyszeliście mamę, wracajcie do
zabawy – odpowiedziała blondynka z uśmiechem.
- Skoro musimy… - odpowiedziało
niechętnie rodzeństwo.
***
Przez miasto szła spokojnie, na
każde pozdrowienie odpowiadała szerokim uśmiechem. Niektórzy młodzieńcy
oblewali się rumieńcem na ten widok inni tylko spuszczali ponownie głowę, co
powodowało cichutki chichot dziewczyny. Starsi mieszkańcy przyglądali się temu
z rozbawieniem. Córka miejscowych piekarzy miała wysoką renomę. Wszyscy byli
zgodni, że jest ona najweselszą i najbardziej towarzyską osobą w miasteczku.
Zainteresowanie jej osobą brało się również z powodu jej urody i plotek o tym,
jakoby dziewczyna miała odziedziczyć większy majątek. Za jej plecami starsze
kobiety, po cichu zakładały się o przyszłego małżonka blondynki.
Jednakże ona, nie zwracała uwagi
na plotki, które ją otaczały. Chłopców traktowała z taką samą uprzejmością jak
wszystkich. Ze spokojem rozmawiała ze wszystkimi. Nie szukała nigdzie sensacji,
po prostu robiła to z uprzejmości. Nie uważała się za wybitnie ładną, a każdy
rumieniec na twarzy młodzieńców wywoływał u niej lekkie zakłopotanie
objawiające się nerwowym chichotem. Pieczywo roznosiła przez pierwszą połowę
dnia, aby po południu – o ile nie musiała pomagać w piekarni – bawić się z
dziećmi na rynku. Śpiewała z nimi piosenki, tańczyła, uczyła je różnych
wierszyków i wymyślała zabawy. Dziewczyna zawsze robiła to co chciała,
pamiętając przy tym o swoich obowiązkach. Nie robiła niczego wbrew sobie,
zawsze szukała kompromisów.
Jednak, pomimo tego iż uwielbiała
śpiewać oraz cieszyła ją każda chwila spędzona z dziećmi i lubiła towarzystwo osób z miasteczka to jej ulubionym miejscem
była pracownia lalkarza.
Codziennie wieczorem postanawiała, że znajdzie jakiś
sposób, aby pobyć tam choć o odrobinę dłużej niż te kilka minut, gdy przynosi
pieczywo albo jego inne zamówienia, co czasem również się zdarza. Jednak na
drugi dzień zawsze okazywało się, że z jej planów nici.
***
Późnym popołudniem
- Nie mam już żadnych pomysłów – odparła na głos dziewczyna, siadając na krześle przy biurku. – Nie jestem w stanie z nim porozmawiać, ech… - westchnęła ciężko bawiąc się lalką leżącą na blacie. – Nasze rozmowy ograniczają się do minimum, a mam wrażenie, że mogłabym się z nim jakoś bliżej poznać niż lalkarz i dziewczyna na posyłki. Ale co się dziwę, praktycznie codziennie o mały włos nie wpadam na jego marionetki. Nikt nie chciałby rozmawiać z osobą, która dzień w dzień naraża sklep na straty… eh, chyba lepiej będzie dać sobie z tym spokój. – To mówiąc oparła się wygodnie i głęboko westchnęła. Jej wzrok bezwiednie skierował się na łóżko, gdzie leżała szmacianka jej młodszej siostry. - O mały włos bym zapomniała! - Roześmiała się biorąc zabawkę do ręki.
Naprawę zaczęła od dokładnych oględzin. Oderwana główka, poodrywana włóczka będąca włosami lali do tego już wypłowiała sukienka. Zabawka nie prezentowała się najlepiej. Dziewczyna z cichym westchnieniem wstała z krzesła i podeszła do malutkiej szafki, gdzie miała schowane przyrządy do szycia. Dwie igły, małe skrawki materiałów i resztki nici. To wszystko co tam znalazła. Z niewesołą miną wzięła do ręki swoją sakiewkę. Przeliczając swoje oszczędności stwierdziła, że powinno jej starczyć pieniędzy na powierzchowną naprawę zabawki. Smutno jej się zrobiło orientując się, jak mało może zrobić. Jednak nie narzekała tylko wzięła się do pracy. Wzięła grubszą z igieł i nawlekła na nią resztkę białej nici. Delikatnie przyłożyła główkę do torsu i zaczęła zszywać.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że nieźle zwlekałam...
Ale mam nadzieję, że się podoba >.<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz