Nie wiem, ile czasu minęło od
mojego przebudzenia. Naukowcy mówią, że pięć lat. Jednak sam nie mam możliwości
sprawdzenia tej informacji. Podczas tego okresu zacząłem rozumieć, o czym mówił
Emtioss. Często wychodzę z głównego pomieszczenia w tym samym czasie, co on.
Najczęściej udaję, że śpię, aby starsi
zostawili mnie samego. Za każdym razem, gdy wracam widzę w ich oczach chęć
wyciągania informacji ze mnie. Ponoć moje wspomnienia są ciekawe. Słucham
wypowiedzi innych jednocześnie zestawiając je z moimi przemyśleniami.
Rozmawiają między sobą, o tym co widzą. Mnie tylko interesuje moment, w którym
zaczęliby opisywać uczucia dokładniej. Zabroniono nam dotykać się wzajemnie,
więc co najmniej pół metra odstępu mamy między sobą. Kilku ze starszyzny
próbowało wyjść z pomieszczenia na własną rękę. Zawsze dowiadywali się o tym
naukowcy i następnego dnia były te osoby zabierane. Nikt z awanturników jeszcze
nie wrócił.
Z każdą kolejną wizytą we wspólnej
Sali, gdzie po kilku z nas sadzają na krzesłach i zakładają hełmy na głowę,
wiem coraz więcej. Coraz więcej rozumiem. Pytania badaczy również stały się
bardziej rozbudowane. Nie kryję się z niczym. Emtioss również już przestał.
Zmienił się również sposób naszego traktowania. Stali się bardziej oschli i
ostrożni. Są cały czas poważni, a mnie zaczynają nurtować pytania, na które nie
poznam odpowiedzi. Czemu jesteśmy izolowani?
Po co ta aparatura? Co się dzieje z tymi, którzy próbują się sprzeciwić? Czemu
nikt tutaj się nie uśmiecha? Dlaczego wszyscy są tacy chłodni? Czy będę mógł
kiedyś wyjść na zewnątrz? Zobaczyć słońce? Nikt nie odpowie mi na te
pytania, a to sprawia, że dziwnie się czuję. Mogę powiedzieć, że na pewno nie
lubię tego uczucia.
Teraz również siedzę w naszym
pokoju do odpoczynku. Tym razem jest spokojnie. Nikt nie mówi. Wszystkich,
którzy rozmawiali zabrano kilka godzin temu. Zaczynam się godzić z tym, że oni
nie wracają. Moja pierś staje się coraz bardziej kompletna. Czuję się o wiele
lepiej niż po przebudzeniu. Jednak naukowcy tego nie widzą. Z drugiej strony
czuję, jak coś się zaciska w piersi, na gardle kiedy zauważam przewagę nic niewiedzących
nad takimi jak ja.
Usłyszałem jakiś dźwięk. Otworzyły
się drzwi do pomieszczenia. Weszło przez nie pięciu naukowców. Oznaczało to, że
kolejna piątka pójdzie do pomieszczenia z krzesłami. Zobaczyłem, jak wskazują
na dwójkę mi nieznanych osób, potem zawołali Emtiossa i Zuci, dziewczynę która
próbowała rozmawiać o doświadczeniach na początku. Czwórka wybranych już była
za progiem, gdy wywołano i mnie. Bezzwłocznie wstałem. Poszedłem za nimi.
Jednak tym razem zaprowadzili każdego z nas do osobnego pomieszczenia. Wprowadzono
mnie do sali pełnej monitorów. Naukowcy chodzili tam i z powrotem. W rękach
mieli różne papiery, niektórzy je czytali inni coś pisali. Widok stołu na
środku Sali przypomniał mi, skąd pamiętam to miejsce. Tutaj się obudziłem po
raz pierwszy. Kazano mi się położyć. Potem poprzyczepiali do mnie jakieś
przyssawki z rurkami. Podłączyli do aparatur.
- Leż spokojnie. Nie zrobimy Ci
krzywdy. Musisz przejść przegląd. Jak każda maszyna.
- Maszyna? – Powtórzyłem
bezrozumnie.
- Och, tak. Za
chwilę będzie po wszystkim – powiedziała poważnie i przełączyła jakąś wajchę.
Poczułem, jak prąd przechodzi przez całe moje ciało. Coś co w mojej piersi
miarowo stukało, nagle zaczęło spowalniać. Kiedy zdałem sobie sprawę, że tracę
świadomość, mocniej zacząłem mrugać, wymachiwałem rękami, kopałem w powietrze,
a oni tylko coś zapisywali. Wraz ze zmniejszaniem ilości prądu, robiłem się
spokojniejszy.
- No, no. Twoja „pierś” jest
prawie ukończona. Dzisiaj ostatni raz zobaczysz wspomnienia – usłyszałem, gdy
mnie odłączali.
- Ostatni…
- Tak, jak pozostała czwórka.
Chodź. – Posłusznie wstałem ze stołu i poszedłem za krótkowłosą panią doktor.
Po raz, który idę tym korytarzem? Tym holem z drzwiami z każdej strony?
Nigdy nie wprowadzono mnie do żadnych innych niż środkowe po lewej. Tym razem
było tak samo. Jednak przystanąłem na ułamek sekundy i spojrzałem w głąb
korytarza. Kryło się tam jasne światło, całkowicie inne niż te od lamp, które
świecą od samego początku. Wchodząc do Sali poczułem się trochę nieswojo. Byłem
jedynym, który coś wiedział. Widziałem to w oczach pozostałych. W umyśle, echem
powtarzały się słowa pani naukowiec, która mówiła, że to ostatni raz, gdy
usiądę na tym krześle. Ale co to znaczy?
- Usiądź i nie myśl o niczym –
rozkaz wydawany mi przez lata. Czyżbym
słyszał i wykonywał go po raz ostatni?
Kolejne obrazy tym razem na każdym
jest tylko mężczyzna i kobieta. Różne scenerie tylko te dwie osoby. Nie
widziałem twarzy, nie słyszałem głosów. Tylko obrazy. Przeróżne obrazy. Potem
widziałem kobietę we krwi. Innych mężczyzn z zaczerwienionymi ubraniami. Coś mi
mówiło, że to nie jest moje, ale jeśli nie moje to czyje? Moje ciało
przeszywały dreszcze raz po raz. Nadal nie rozumiem o co tu chodzi. Wiem, co to
są uczucia, ale… czyżbym ich nie chciał? Co się tu dzieje? Gdy pokaz się
skończył zobaczyłem, że kobieta patrzyła na mnie całkowicie pustym wzrokiem.
- Miałeś o niczym nie myśleć.
Chodź za mną – posłusznie zszedłem z krzesła i poszedłem za nią. Spodziewałem
się, że pójdziemy z powrotem. Jak zwykle do Sali, gdzie będę czekał na ponowne
wezwanie. Lecz tym razem zaprowadzono mnie bliżej światła. Gdy wprowadzono mnie
do tamtego miejsca poczułem to. Poczułem, jak w mojej piersi zaczęło się coś
poruszać. Serce, mój umysł znalazł odpowiednie słowo. Serce zaczęło bić mocniej.
Usłyszałem jakiś stłumiony głos. Obróciłem głowę w prawo. Pod ścianą siedzieli
Emtioss i Zuci. Zabandażowani, związani tak mocno, że nie byli skłonni się
poruszyć. Coś wyjękiwali, ale nie dało się rozróżnić słów przez bandaże na ich
ustach. Za nimi lekko z prawej zobaczyłem, jak innych w podobnym stanie kładą
na taśmę, a tamci trafiają do pieca.
Nie, nie chcę – pomyślałem ze strachem.
- Fleeing – odezwała się poważnie
kobieta – stałeś się dzisiaj kompletny.
Nie, nie chcę. Wcale nie. Chcę wrócić do poprzedniej Sali.
- Chodź z nami – powiedział
mężczyzna kładąc mi dłoń na ramieniu i odwracając do siebie.
Nie, nigdzie nie idę.
- Chodź z nami – powtórzył
mocniej.
- Nie! Nigdzie nie pójdę! –
Powiedziałem i wyrwałem się z uścisku. Coś z wewnątrz kazało mi uciekać, więc
tak zrobiłem. Pobiegłem w stronę upragnionego światła.
Za mną w pogoń rzuciło się kilku
naukowców. Gonili mnie, a ja przebiegałem przez kolejne stanowiska, aż
znalazłem się w miejscu, gdzie sufit był jasnopomarańczowy i bardzo, bardzo
wysoko. Jednak ściana przede mną zdawała się być niższa niż powinna. Coś jak
przegroda. Nadal biegnąc jeszcze przyśpieszyłem i skoczyłem. Udało mi się
skoczyć na tyle wysoko, aby przeskoczyć ciemny mur. Będąc w najwyższym punkcie
kątem oka zobaczyłem, jak naukowcy rzucają swoje papiery na ziemię, a przed
sobą ujrzałem wschód słońca. Słońce, moje upragnione Słońce. Przeskakując mur
źle wylądowałem i upadłem na kolana. Przyłożyłem dłoń do policzka, gdzie
poczułem jakieś ukłucie. Okazało się, że mam małą rankę. Rankę. Podniosłem
wzrok do nieba. Widziałem słońce, widzę niebo, upadłem. Jestem… jestem wolny.
Czekam na ciąg dalszy. c:
OdpowiedzUsuń