„Długo jeszcze Haku?”
„Zaraz skończę.”
„Przez Ciebie spóźnię się na zajęcia!”
„To panienka, nie chciała dzisiaj wstać z
łóżka.”
„Tere
fere, zawsze moja wina” – mruknęłam pod nosem.
„Mówiłaś, coś panienko?” – Zapytała
podejrzliwie.
„Nie nic” – odpowiedziałam najspokojniej, jak
mogłam.
„Skończyłam, może panienka już iść.”
„Dzięki!” – Powiedziałam puszczając do niej
oko.
Biegłam przez korytarze ile tylko miałam tchu
oraz na tyle wolno, aby nie dostać zadyszki, ani zbytnio się nie spocić.
Skręcając za każdy następny róg uważałam, aby moja biała suknia się nie
pobrudziła. Lekko zdyszana wmieszałam się w tłum ostatniej grupy. Oddychając
najciszej, jak mogłam uspokoiłam oszalałe serce, a z pomocą niewielkiej
chusteczki otarłam pot z czoła i z wielką powagą usiadłam na swoim miejscu. Z
ulgą stwierdziłam, że zdążyłam przed NIĄ.
„Dziś przypada Dzień Odwiedzin. Jak co roku,
te z was moje córki, które skończyły lat dziewięć na kilka godzin udadzą się do
pobliskiego miasteczka. Dlatego też dzisiejsze błogosławieństwo ma służyć
ochronieniu was moje drogie przed szkodliwym wpływem społeczeństwa, które nas
otacza. Rośnijcie silne, niech wasze głosy będą piękniejsze niż trel ptaków, a
słowa tak łagodne że zmiękczą serca wszystkich. Ufam, iż i na zajęciach
będziecie się wykazywać, jak dotychczas największą uwagą i przykładnością.
Niech smok nad wami czuwa moje kochane córy!” – Powiedziała Wyrocznia swoim
zwykłym, głosem bez emocji.
Spokojnie szłam korytarzem razem z innymi. Patrzyłam
prosto przed siebie, na plecy innych uczennic, tak jak nas uczono. Szelest
naszych sukni i delikatny odgłos naszych pantofli na posadzce. Światło,
wpadające przez okna rozświetlające nasze włosy. Ciche pozdrowienia służących i
nasza cisza. To wszystko składało się na początek codziennej nauki. Wraz z
wejściem do holu z salami lekcyjnymi rozbrzmiewały dostojne skrzypnięcia
ciężkich drzwi. Jedną z moich ulubionych czynności było wsłuchiwanie się w te
dźwięki.
„Dobrze, dziewczęta. Dzisiaj ćwiczymy chód.
Oczywiście umiecie chodzić w pantofelkach. Jednakże tam na zewnątrz” –
powiedziała nauczycielka z odrazą – „nosi się całkowicie inne stroje. Zatem
dziś zamiast godzinnej medytacji; uwierzcie, że też tego żałuję, uczymy się
chodzić. Pod ścianą znajdziecie buty, wybierzcie odpowiednie i zaczynamy.”
Nauczycielka medytacji, jest wysoką kobietą o
długich złotych włosach. Jej oczy są czarne, a głos należy do najcichszych. Była
też najsurowszą z mistrzyń. W jej klasie nigdy nie wolno się odzywać, chyba że
to konieczne. Brak słów, czyli brak dźwięków – była to maksyma królująca w tej
sali. Pustka odnosiła się również do sprzętów. W pokoju znajdowała się tylko
jedna długa ława pod najdłuższą ze ścian. To tam właśnie znalazłyśmy nowe
obuwie. Z zachwytem przyglądałyśmy się wysokim trzewikom – jak nam później
oznajmiono nazwę – zdobionym w nuty. Były w tych samych odcieniach co nasze
suknie, więc nie trudno było wziąć odpowiednie. Ze zdziwieniem wskazywałyśmy
wzrokiem na podwyższenia butów oraz sznurki wiszące z przodu. Od naszych
codziennych baletek różniły się wszystkim. Były twardsze, a nie miękkie.
Stukały o podłoże zamiast delikatnie go dotykać. Robiły strasznie dużo hałasu,
co zaczęło i nam przeszkadzać.
„Stańcie z tej strony w parach. O tak… teraz
posłuchajcie. Te buty nosi tak zwana arystokracja, czyli osoby szlachetnie
urodzone. Jako uczennice tej akademii macie im równy status. Te podwyższenia
przez które nie potraficie złapać dobrze równowagi to obcasy. Nienawidzę tych
lekcji.” – Położyła rękę na czole jakby miała migrenę. – „Powiem tylko raz jak
chodzić. Macie zapamiętać i wprowadzić
to w czyn. Najpierw pięta potem palce. Pamiętajcie o tym! Kolan nie zginamy,
nogi mają być wyprostowane i dobrze się prezentować. Nie garbić się nawet przez
chwilę! Głowy lekko zadarte, ale nie za mocno. Macie utrzymywać równy krok!
Jedna idzie obok drugiej i pilnuje odstępów. W razie dziur czy kałuż, omijamy
je, a nie przekraczamy. Zabrania się skakać, biegać, przyspieszać, tańcować.
Kładziemy stopę tak, jakbyśmy chciały palcami dotknąć podłoża, pamiętając
jednak, że najpierw idzie pięta! Dziewczęta idziemy, powoli i róbcie małe
kroki. Raz i dwa. Raz i dwa. Raz i…”
Wszystkie szłyśmy powoli trzymając się
nawzajem za ręce. Jedna pomagała się utrzymać drugiej. Co jakiś czas
zatrzymywałyśmy się, aby wysłuchać, która z nas co źle robi. Większość nie
prostowała się jak należy lub za duże robiła kroki. Po całej godzinie bolały
nas nogi. Mistrzyni stwierdziła, że możemy przebrać buty i odejść. Przyjęłyśmy
to z wielką ulgą.
Następną lekcją była lekcja śpiewu. Na niej
ćwiczymy wyciąganie odpowiednich tonacji. Moja ulubiona lekcja, jedna z
najprostszych. Zajęcia zaczynają się od śpiewu w chórze, a następnie każda
szlifuje daną oktawę na oczach reszty. Nasza mistrzyni siedzi przy fortepianie,
gra na skrzypcach, wiolonczeli lub na innym instrumencie i karze naśladować
graną nutę. Jest bardzo delikatnej postury, a jej głos jest nadzwyczaj
melodyjny. Ma długie rude włosy, które suną za nią po podłodze jak welon. Oczy
ma szmaragdowe i przewierca nimi na wskroś każdą z nas, gdy zafałszuje mniej
lub bardziej. Mówi się, że była o krok od stania się divą, jednak ubiegła ją
inna adeptka.
Następne zajęcia dotyczyły dykcji. Dwie
godziny powtarzania różnorakich łamaczy języka w coraz szybszym tempie. Jedna z
najcięższych lekcji. Każda pomyłka zostaje nagrodzona jeszcze cięższym zdaniem
do powiedzenia lub po dłoniach, jeśli nadal nie spełniało się oczekiwań. Gdyby
nie moje lekcje z Haku, gdy byłam mniejsza to pewnie dawno zostałabym odesłana
z tego miejsca, przez te właśnie lekcje.
Później mamy śniadanie. Półgodzinna przerwa.
Posiłki jemy wszystkie razem w ogromnej jadalni. Potrawy zawsze są lekkie, ale
pożywne. Wtedy również możemy między sobą porozmawiać po raz pierwszy od rana.
Zwierzamy się sobie nawzajem z rożnych rzeczy. Mówimy sobie co nas trapi, jaką
nową sukienkę dostałyśmy, z czym sobie nie radzimy na lekcjach i tym podobne
sprawy. Oczywiście jest kilka tematów tabu, ale żadna z nas nigdy nie czuła
potrzeby rozmowy o nich. Tym bardziej jeśli ktoś by złamał jeden z zakazów
obowiązujących w szkole… zaraz po posiłku zaczynają się kolejne zajęcia.
Pierwsze z nich to nauka o etykiecie. Jedne z najnudniejszych lekcji. Nauki
mistrzyni nigdy nie są zrozumiałe przez nas w dostatecznym stopniu. Prawdą
było, że większość z otrzymanych informacji nie miałyśmy nigdy okazji
wykorzystać. Na przykład, po co nam wiedza o zachowaniu się w pobliżu
mężczyzny, gdy żyjemy wśród samych kobiet? Po co nam umiejętności do
rozmawiania z osobami wyżej lub niżej w hierarchii społecznej skoro w szkole i
tak mówimy tylko między sobą? Do dzisiejszych zajęć miałyśmy podobny stosunek
zanim się nie dowiedziałyśmy od mistrzyni, że to jak się spiszemy na tych
zajęciach zaważy na wydaniu pozwolenia do opuszczenia murów szkoły w dniu
dzisiejszym.
„Za nisko, tylko kiwasz głową, na smoka!
Plecy proste! Twoja dłoń to kończyna czy powyginany drut? Teraz lepiej.
Płynniej, dziecko, o wiele łagodniejsze kroki. Sukienkę pobrudzisz, jak tak
będziesz chodzić. Równy krok! Równy! Głośniej, nie słyszę… a co to za wymowa!
Jeszcze raz! Wolniej! Prości ludzie w życiu Cię nie zrozumieją! Ręce złączone z
przodu, nie z tyłu! Gdy idziecie obok siebie to możecie się chwycić za ręce
jeśli już musicie… pamiętajcie o tym, że obok was jest eskorta… a co to za
śmiechy? Jesteście zwierzęta, czy ludzie? Kąciki ust lekko do góry, lekko!
Wręcz niezauważalnie. Zero emocji w głosie. Na smoka! Co wy sobie myślicie? To
nie wieczorna rozmowa ze służącą! Będziecie prezentować Jej Wysokość
Wyrocznię!” – I tym podobne sformułowania leciały przez całe zajęcia.
Później miałyśmy dwugodzinną lekcję pieśni.
Moje ulubione. Na pierwszych zajęciach tworzymy utworu, a następnie je
śpiewamy. Mało mamy tak kreatywnych zajęć, a do tego tak swobodnych. Zawsze,
gdy mistrzyni zasiada do swojego pianina zamykam oczy i daję się porwać temu co
gra. Zawsze mam najwyższe oceny. Wszystkie rówieśniczki zawsze zazdroszczą mi
występu i jak zaczarowane słuchają mojego głosu. Wspaniałe uczucie!
To były nasze ostatnie zajęcia tego dnia.
Zaraz po nich każda z nas udała się do swojego pokoju, aby przygotować się do
wyjścia. Mijając młodsze uczennice żadna z nas nie mogła powstrzymać uśmiechu
wyższości. Dobrze pamiętałyśmy to uczucie, te pragnienie, aby poznać tę
tajemnicę – co się znajduje poza murami
szkoły? My miałyśmy się dziś dowiedzieć.
Tuż za drzwiami do mojego pokoju czekała na
mnie, jak zwykle z resztą, moja służąca-siostra Haku. Z uśmiechem wbiegłam do
pokoju. W sumie była to komnata z dużym, zadaszonym drewnianym łóżkiem, na
którym leżała moja ulubiona biała pościel ze złotymi elementami. Złote zasłony
były rozsunięte i ciepłe wiosenne słońce wpadało do środka. Tanecznym krokiem
przemierzyłam odległość od drzwi do szafy, gdzie wisiała moja nowa sukienka.
Była dłuższa niż ta, którą nosiłam na co dzień. Sięgała aż do kostek i węższa.
Lekko uciskała mnie u góry, ale Haku mi powiedziała, że „niestety gorsety nie
są zbyt wygodne, ale nie za długo będziesz w tym chodzić, więc się nie martw”.
Tak więc znosiłam go bez zająknięcia. W pasie byłam przepasana żółtą wstążką,
na ramionach miałam zarzuconą nową białą pelerynkę z kapturem. Moje długie,
blond włosy Haku zawiązała w długi warkocz i zawiązała mi na włosach dwie białe
kokardy. Jedną u szczytu, a drugą na końcu warkocza. Z wielką radością
przeglądałam się w lustrze. Na nogach miałam nowe buciki. Jednak z największą
radością bawiłam się swoim naszyjnikiem z czarnym kluczem wiolinowym. Była to
jedyna pamiątka, jaką dostałam po mojej rodzinie.
„Ślicznie wyglądasz” – powiedziała Haku, gdy
zrobiłam przed nią jeden z piruetów.
„Dziękuję. Mi też się strasznie podoba ten
strój! Nie mogę się doczekać aż wyjdziemy na zewnątrz!” – Powiedziałam z
uśmiechem podbiegając do okna. Choć nie widziałam jej twarzy byłam pewna, że
przygląda mi się z lekką naganą w oczach.
„Cieszę się, że masz tyle zapału panienko,
ale proszę nie zapominać o swojej pozycji. Ma się panienka zachowywać tak jak
przystało na przyszłą divę.”
„Wiem” – odparłam lekko naburmuszona – „nie
rozmawiać z nikim wokół. Z wielką powagą i godnością odpowiadać skinieniem
głowy na powitania… wszystko nam dziś powiedzieli.”
***
Miasto, ciepłe promienie słońca padające na
moją skórę. Widok nowych budynków. Puste ulice. Stukot naszych butów o kamienne
podłoże. Nierówne i brudne w kilku miejscach chodniki tak różne od
wypolerowanych i świecących się korytarzy zamku. Odległe głosy ptaków. Zapachy
mniej lub bardziej przyjemne dochodzące z życia codziennego prosty, innych
ludzi… Jednak nikogo nie spotkaliśmy. Okna w domach zamknięte. Wszelkie osoby
uciekały na nasz widok. Jedynymi naszymi towarzyszami byli uczniowie szkoły
magicznej. Chłopcy idący tuż obok nas, jako eskorta. Nie odzywali się ani
słowem czujnie obserwując nasze otoczenie. W pewnym momencie kilku z nich przytrzymywało
jakąś kobietę o ciemnych włosach, która usilnie próbowała się przedostać w
naszą stronę. Nie widziałam za dużo. Spacer nie trwał dłużej niż dwie godziny.
Ot, taka przechadzka raz do roku dla poznania życia poza szkołą.
Jeśli oni naprawdę codziennie ukrywają się w
swoich domach. Wychodzą tylko do pracy. Nic nie mówią. Ich życie musi być
strasznie nudne… i puste. Co to za życie?
***
Nareszcie trochę wolnego od ksiąg.
Rozradowana twarz Yuumy aż mnie rozśmiesza. To przecież tylko dwugodzinny spacer
wokół murów. Nic wielkiego. No może doliczając towarzystwo młodych adeptek… no
tak. Przecież spodobała mu się jedna z nich. Że też on sobie nie wybije z głowy
romansów.
Tym razem zostałem przydzielony do pewnej
dziewięciolatki. Niska osóbka o długich blond włosach. Jej niebieskie oczy
miały barwę bezchmurnego nieba, a spokój w nich zawarty był aż magiczny.
Poruszała się najdelikatniej z nich wszystkich. Jeśli ktoś by mnie zapytał to
właśnie ją wskazałbym jako podręcznikowy przykład divy. To aż przerażające.
Najbardziej zaciekawił mnie jej naszyjnik.
Prosty czarny metalowy łańcuszek i delikatna zawieszka w tym samym kolorze o
kształcie klucza wiolinowego.
Coś mi mówi, że los dla tej dziewczynki nie
jest dobry.
Ale ja lubię twoje pisanie w pierwszej osobie. Takie naturalne. Co ty na to, żeby cię zjeść za to? Albo nie bo kto będzie pisać.
OdpowiedzUsuńTak troszkę przykrótki tez rozdział się mi wydawał. I cały czas czekam na wzmiankę lub pojawienie się Lena. Wygląd nauczycielek jest na podstawie wyglądu vocsów?
A tak z wad i tym podobne nic mi nie kulało.