Informacja

19.03.2016

Aktualny stan opowiadań:
(nie wymienione opowiadania są zakończone)

* Bad End Night - rozdział pierwszy (postęp: 2/10 gotowa)
* Dolls - 4 rozdziały
* Synchronicity ~ Another Story - 8 rozdziałów
* KHR! Yui - 1 rozdział

Pozdrawiam,
Anastia

niedziela, 8 lutego 2015

~04. Przechadzka ~


„Długo jeszcze Haku?”
„Zaraz skończę.”
„Przez Ciebie spóźnię się na zajęcia!”
„To panienka, nie chciała dzisiaj wstać z łóżka.”
 „Tere fere, zawsze moja wina” – mruknęłam pod nosem.
„Mówiłaś, coś panienko?” – Zapytała podejrzliwie.
„Nie nic” – odpowiedziałam najspokojniej, jak mogłam.
„Skończyłam, może panienka już iść.”
„Dzięki!” – Powiedziałam puszczając do niej oko.

Biegłam przez korytarze ile tylko miałam tchu oraz na tyle wolno, aby nie dostać zadyszki, ani zbytnio się nie spocić. Skręcając za każdy następny róg uważałam, aby moja biała suknia się nie pobrudziła. Lekko zdyszana wmieszałam się w tłum ostatniej grupy. Oddychając najciszej, jak mogłam uspokoiłam oszalałe serce, a z pomocą niewielkiej chusteczki otarłam pot z czoła i z wielką powagą usiadłam na swoim miejscu. Z ulgą stwierdziłam, że zdążyłam przed NIĄ.

„Dziś przypada Dzień Odwiedzin. Jak co roku, te z was moje córki, które skończyły lat dziewięć na kilka godzin udadzą się do pobliskiego miasteczka. Dlatego też dzisiejsze błogosławieństwo ma służyć ochronieniu was moje drogie przed szkodliwym wpływem społeczeństwa, które nas otacza. Rośnijcie silne, niech wasze głosy będą piękniejsze niż trel ptaków, a słowa tak łagodne że zmiękczą serca wszystkich. Ufam, iż i na zajęciach będziecie się wykazywać, jak dotychczas największą uwagą i przykładnością. Niech smok nad wami czuwa moje kochane córy!” – Powiedziała Wyrocznia swoim zwykłym, głosem bez emocji.

Spokojnie szłam korytarzem razem z innymi. Patrzyłam prosto przed siebie, na plecy innych uczennic, tak jak nas uczono. Szelest naszych sukni i delikatny odgłos naszych pantofli na posadzce. Światło, wpadające przez okna rozświetlające nasze włosy. Ciche pozdrowienia służących i nasza cisza. To wszystko składało się na początek codziennej nauki. Wraz z wejściem do holu z salami lekcyjnymi rozbrzmiewały dostojne skrzypnięcia ciężkich drzwi. Jedną z moich ulubionych czynności było wsłuchiwanie się w te dźwięki.

„Dobrze, dziewczęta. Dzisiaj ćwiczymy chód. Oczywiście umiecie chodzić w pantofelkach. Jednakże tam na zewnątrz” – powiedziała nauczycielka z odrazą – „nosi się całkowicie inne stroje. Zatem dziś zamiast godzinnej medytacji; uwierzcie, że też tego żałuję, uczymy się chodzić. Pod ścianą znajdziecie buty, wybierzcie odpowiednie i zaczynamy.”

Nauczycielka medytacji, jest wysoką kobietą o długich złotych włosach. Jej oczy są czarne, a głos należy do najcichszych. Była też najsurowszą z mistrzyń. W jej klasie nigdy nie wolno się odzywać, chyba że to konieczne. Brak słów, czyli brak dźwięków – była to maksyma królująca w tej sali. Pustka odnosiła się również do sprzętów. W pokoju znajdowała się tylko jedna długa ława pod najdłuższą ze ścian. To tam właśnie znalazłyśmy nowe obuwie. Z zachwytem przyglądałyśmy się wysokim trzewikom – jak nam później oznajmiono nazwę – zdobionym w nuty. Były w tych samych odcieniach co nasze suknie, więc nie trudno było wziąć odpowiednie. Ze zdziwieniem wskazywałyśmy wzrokiem na podwyższenia butów oraz sznurki wiszące z przodu. Od naszych codziennych baletek różniły się wszystkim. Były twardsze, a nie miękkie. Stukały o podłoże zamiast delikatnie go dotykać. Robiły strasznie dużo hałasu, co zaczęło i nam przeszkadzać.

„Stańcie z tej strony w parach. O tak… teraz posłuchajcie. Te buty nosi tak zwana arystokracja, czyli osoby szlachetnie urodzone. Jako uczennice tej akademii macie im równy status. Te podwyższenia przez które nie potraficie złapać dobrze równowagi to obcasy. Nienawidzę tych lekcji.” – Położyła rękę na czole jakby miała migrenę. – „Powiem tylko raz jak chodzić. Macie zapamiętać  i wprowadzić to w czyn. Najpierw pięta potem palce. Pamiętajcie o tym! Kolan nie zginamy, nogi mają być wyprostowane i dobrze się prezentować. Nie garbić się nawet przez chwilę! Głowy lekko zadarte, ale nie za mocno. Macie utrzymywać równy krok! Jedna idzie obok drugiej i pilnuje odstępów. W razie dziur czy kałuż, omijamy je, a nie przekraczamy. Zabrania się skakać, biegać, przyspieszać, tańcować. Kładziemy stopę tak, jakbyśmy chciały palcami dotknąć podłoża, pamiętając jednak, że najpierw idzie pięta! Dziewczęta idziemy, powoli i róbcie małe kroki. Raz i dwa. Raz i dwa. Raz i…”

Wszystkie szłyśmy powoli trzymając się nawzajem za ręce. Jedna pomagała się utrzymać drugiej. Co jakiś czas zatrzymywałyśmy się, aby wysłuchać, która z nas co źle robi. Większość nie prostowała się jak należy lub za duże robiła kroki. Po całej godzinie bolały nas nogi. Mistrzyni stwierdziła, że możemy przebrać buty i odejść. Przyjęłyśmy to z wielką ulgą.

Następną lekcją była lekcja śpiewu. Na niej ćwiczymy wyciąganie odpowiednich tonacji. Moja ulubiona lekcja, jedna z najprostszych. Zajęcia zaczynają się od śpiewu w chórze, a następnie każda szlifuje daną oktawę na oczach reszty. Nasza mistrzyni siedzi przy fortepianie, gra na skrzypcach, wiolonczeli lub na innym instrumencie i karze naśladować graną nutę. Jest bardzo delikatnej postury, a jej głos jest nadzwyczaj melodyjny. Ma długie rude włosy, które suną za nią po podłodze jak welon. Oczy ma szmaragdowe i przewierca nimi na wskroś każdą z nas, gdy zafałszuje mniej lub bardziej. Mówi się, że była o krok od stania się divą, jednak ubiegła ją inna adeptka.

Następne zajęcia dotyczyły dykcji. Dwie godziny powtarzania różnorakich łamaczy języka w coraz szybszym tempie. Jedna z najcięższych lekcji. Każda pomyłka zostaje nagrodzona jeszcze cięższym zdaniem do powiedzenia lub po dłoniach, jeśli nadal nie spełniało się oczekiwań. Gdyby nie moje lekcje z Haku, gdy byłam mniejsza to pewnie dawno zostałabym odesłana z tego miejsca, przez te właśnie lekcje.

Później mamy śniadanie. Półgodzinna przerwa. Posiłki jemy wszystkie razem w ogromnej jadalni. Potrawy zawsze są lekkie, ale pożywne. Wtedy również możemy między sobą porozmawiać po raz pierwszy od rana. Zwierzamy się sobie nawzajem z rożnych rzeczy. Mówimy sobie co nas trapi, jaką nową sukienkę dostałyśmy, z czym sobie nie radzimy na lekcjach i tym podobne sprawy. Oczywiście jest kilka tematów tabu, ale żadna z nas nigdy nie czuła potrzeby rozmowy o nich. Tym bardziej jeśli ktoś by złamał jeden z zakazów obowiązujących w szkole… zaraz po posiłku zaczynają się kolejne zajęcia. Pierwsze z nich to nauka o etykiecie. Jedne z najnudniejszych lekcji. Nauki mistrzyni nigdy nie są zrozumiałe przez nas w dostatecznym stopniu. Prawdą było, że większość z otrzymanych informacji nie miałyśmy nigdy okazji wykorzystać. Na przykład, po co nam wiedza o zachowaniu się w pobliżu mężczyzny, gdy żyjemy wśród samych kobiet? Po co nam umiejętności do rozmawiania z osobami wyżej lub niżej w hierarchii społecznej skoro w szkole i tak mówimy tylko między sobą? Do dzisiejszych zajęć miałyśmy podobny stosunek zanim się nie dowiedziałyśmy od mistrzyni, że to jak się spiszemy na tych zajęciach zaważy na wydaniu pozwolenia do opuszczenia murów szkoły w dniu dzisiejszym.

„Za nisko, tylko kiwasz głową, na smoka! Plecy proste! Twoja dłoń to kończyna czy powyginany drut? Teraz lepiej. Płynniej, dziecko, o wiele łagodniejsze kroki. Sukienkę pobrudzisz, jak tak będziesz chodzić. Równy krok! Równy! Głośniej, nie słyszę… a co to za wymowa! Jeszcze raz! Wolniej! Prości ludzie w życiu Cię nie zrozumieją! Ręce złączone z przodu, nie z tyłu! Gdy idziecie obok siebie to możecie się chwycić za ręce jeśli już musicie… pamiętajcie o tym, że obok was jest eskorta… a co to za śmiechy? Jesteście zwierzęta, czy ludzie? Kąciki ust lekko do góry, lekko! Wręcz niezauważalnie. Zero emocji w głosie. Na smoka! Co wy sobie myślicie? To nie wieczorna rozmowa ze służącą! Będziecie prezentować Jej Wysokość Wyrocznię!” – I tym podobne sformułowania leciały przez całe zajęcia.

Później miałyśmy dwugodzinną lekcję pieśni. Moje ulubione. Na pierwszych zajęciach tworzymy utworu, a następnie je śpiewamy. Mało mamy tak kreatywnych zajęć, a do tego tak swobodnych. Zawsze, gdy mistrzyni zasiada do swojego pianina zamykam oczy i daję się porwać temu co gra. Zawsze mam najwyższe oceny. Wszystkie rówieśniczki zawsze zazdroszczą mi występu i jak zaczarowane słuchają mojego głosu. Wspaniałe uczucie!
To były nasze ostatnie zajęcia tego dnia. Zaraz po nich każda z nas udała się do swojego pokoju, aby przygotować się do wyjścia. Mijając młodsze uczennice żadna z nas nie mogła powstrzymać uśmiechu wyższości. Dobrze pamiętałyśmy to uczucie, te pragnienie, aby poznać tę tajemnicę – co się znajduje poza murami szkoły? My miałyśmy się dziś dowiedzieć.

Tuż za drzwiami do mojego pokoju czekała na mnie, jak zwykle z resztą, moja służąca-siostra Haku. Z uśmiechem wbiegłam do pokoju. W sumie była to komnata z dużym, zadaszonym drewnianym łóżkiem, na którym leżała moja ulubiona biała pościel ze złotymi elementami. Złote zasłony były rozsunięte i ciepłe wiosenne słońce wpadało do środka. Tanecznym krokiem przemierzyłam odległość od drzwi do szafy, gdzie wisiała moja nowa sukienka. Była dłuższa niż ta, którą nosiłam na co dzień. Sięgała aż do kostek i węższa. Lekko uciskała mnie u góry, ale Haku mi powiedziała, że „niestety gorsety nie są zbyt wygodne, ale nie za długo będziesz w tym chodzić, więc się nie martw”. Tak więc znosiłam go bez zająknięcia. W pasie byłam przepasana żółtą wstążką, na ramionach miałam zarzuconą nową białą pelerynkę z kapturem. Moje długie, blond włosy Haku zawiązała w długi warkocz i zawiązała mi na włosach dwie białe kokardy. Jedną u szczytu, a drugą na końcu warkocza. Z wielką radością przeglądałam się w lustrze. Na nogach miałam nowe buciki. Jednak z największą radością bawiłam się swoim naszyjnikiem z czarnym kluczem wiolinowym. Była to jedyna pamiątka, jaką dostałam po mojej rodzinie.

„Ślicznie wyglądasz” – powiedziała Haku, gdy zrobiłam przed nią jeden z piruetów.
„Dziękuję. Mi też się strasznie podoba ten strój! Nie mogę się doczekać aż wyjdziemy na zewnątrz!” – Powiedziałam z uśmiechem podbiegając do okna. Choć nie widziałam jej twarzy byłam pewna, że przygląda mi się z lekką naganą w oczach.
„Cieszę się, że masz tyle zapału panienko, ale proszę nie zapominać o swojej pozycji. Ma się panienka zachowywać tak jak przystało na przyszłą divę.”
„Wiem” – odparłam lekko naburmuszona – „nie rozmawiać z nikim wokół. Z wielką powagą i godnością odpowiadać skinieniem głowy na powitania… wszystko nam dziś powiedzieli.”

***

Miasto, ciepłe promienie słońca padające na moją skórę. Widok nowych budynków. Puste ulice. Stukot naszych butów o kamienne podłoże. Nierówne i brudne w kilku miejscach chodniki tak różne od wypolerowanych i świecących się korytarzy zamku. Odległe głosy ptaków. Zapachy mniej lub bardziej przyjemne dochodzące z życia codziennego prosty, innych ludzi… Jednak nikogo nie spotkaliśmy. Okna w domach zamknięte. Wszelkie osoby uciekały na nasz widok. Jedynymi naszymi towarzyszami byli uczniowie szkoły magicznej. Chłopcy idący tuż obok nas, jako eskorta. Nie odzywali się ani słowem czujnie obserwując nasze otoczenie. W pewnym momencie kilku z nich przytrzymywało jakąś kobietę o ciemnych włosach, która usilnie próbowała się przedostać w naszą stronę. Nie widziałam za dużo. Spacer nie trwał dłużej niż dwie godziny. Ot, taka przechadzka raz do roku dla poznania życia poza szkołą.
Jeśli oni naprawdę codziennie ukrywają się w swoich domach. Wychodzą tylko do pracy. Nic nie mówią. Ich życie musi być strasznie nudne… i puste. Co to za życie?

***

Nareszcie trochę wolnego od ksiąg. Rozradowana twarz Yuumy aż mnie rozśmiesza. To przecież tylko dwugodzinny spacer wokół murów. Nic wielkiego. No może doliczając towarzystwo młodych adeptek… no tak. Przecież spodobała mu się jedna z nich. Że też on sobie nie wybije z głowy romansów.
Tym razem zostałem przydzielony do pewnej dziewięciolatki. Niska osóbka o długich blond włosach. Jej niebieskie oczy miały barwę bezchmurnego nieba, a spokój w nich zawarty był aż magiczny. Poruszała się najdelikatniej z nich wszystkich. Jeśli ktoś by mnie zapytał to właśnie ją wskazałbym jako podręcznikowy przykład divy. To aż przerażające.
Najbardziej zaciekawił mnie jej naszyjnik. Prosty czarny metalowy łańcuszek i delikatna zawieszka w tym samym kolorze o kształcie klucza wiolinowego.

Coś mi mówi, że los dla tej dziewczynki nie jest dobry.

1 komentarz:

  1. Ale ja lubię twoje pisanie w pierwszej osobie. Takie naturalne. Co ty na to, żeby cię zjeść za to? Albo nie bo kto będzie pisać.
    Tak troszkę przykrótki tez rozdział się mi wydawał. I cały czas czekam na wzmiankę lub pojawienie się Lena. Wygląd nauczycielek jest na podstawie wyglądu vocsów?
    A tak z wad i tym podobne nic mi nie kulało.

    OdpowiedzUsuń