(rozdział tłumaczony w częściach. Gotowy: 2/10)
-
Ha… ha.. hah…
Biegłam
ile miałam sił w nogach główną ulicą West End’u. Spóźniona - za każdym razem, gdy to złowieszcze słowo pojawiało się
w moim umyśle brałam głębszy oddech aby je przepędzić i się uspokoić, ale nie
szło mi to za dobrze. Wczoraj specjalnie poszłam wcześniej spać wiedząc, że
będę musiała się dzisiaj przygotować do ważnego występu. Jednak byłam tak
zestresowana, że nie mogłam zasnąć aż do północy, udało mi się zasnąć dopiero,
gdy niebo pojaśniało, ale obudził mnie straszny sen.
Sen,
w którym ktoś zginął w wypadku podczas przedstawienia, w trakcie którego część
detali stawała się niewyraźna i powoli znikała, więc nie byłam w stanie go
całego spamiętać. Swoją drogą, bycie świadkiem tak przerażającej tragedii
obudziło mnie, jako pierwsze. Położyłam się znowu próbując zażyć jeszcze snu, jednak
koszmar nie dawał mi spokoju, udało mi się kilkakrotnie, krótko zdrzemnąć. Gdy
znowu się obudziłam, czas spotkania zbliżał się w zastraszającym tempie.
Dlaczego
akurat dziś? Dlaczego musiałam zaspać akurat w najprawdopodobniej
najważniejszym dniu mojego życia? Jak tak o tym myślę, to ja zawsze zasypiam przed północą, nie ważne
do jak późna chciałabym wytrzymać… jestem głupia, straszna ze mnie IDIOTKA!
Zganiłam się w myślach po raz enty dzisiejszego dnia przeklinając własną
głupotę.
Moim
oczom wreszcie ukazała się główna ulica. Wszędzie dookoła był spory tłum pomimo
faktu, że poranne godziny szczytu dawno minęły. Po prawdzie „poranek” chylił
się ku końcowi i ta część miasta zwykle-nie-zapracowana dzisiaj, była zalana
ludźmi; ulice, alejki, nawet przesmyki. Przedzierając się przez ten niezwykle duży tłum, co chwila na kogoś wpadałam, przepraszałam, byłam potrącana to z
lewej to z prawej… Śpieszyło mi się, a tłoczący się ludzie w cale mi tego nie
ułatwiali. Nie dobrze… jak tak dalej pójdzie to będę spóźniona…
Bum!
Nagle,
coś czarnego zasłoniło mi widok.
-
Ah!
Uderzyłam
o coś i się przewróciłam idealnie na tyłek. Ze względu na ból w tamtym miejscu,
znowu musiałam zamknąć oczy. Ktoś wpadł na mnie z wielką siłą. Mężczyzna, który
wypadł z bocznej uliczki płynnym ruchem podniósł antyczny, jedwabny kapelusz,
który spadł mu z głowy i założył go z powrotem. Wyciągnął do mnie dłoń wciąż
siedząc na ziemi.
-
Okropnie panienkę przepraszam. Jestem w ogromnym pośpiechu i nie zwracałem
uwagi dokąd idę. Moje najszczersze przeprosiny. Uszkodziłaś się?
-
Ah, nie… nie, wszystko w porządku.
Poczułam
się jak w bajce; podał mi dłoń ruchem pełnym szacunku i elegancji, jak książę
księżniczce. Zdenerwowana złapałam ją, a on pomógł mi wstać. Ten unikalny
nastrój baśni, on oraz jego zachowanie sprawiało, że w pomimo zwykłej czynność
poczułam się strasznie zawstydzona. Nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz. Jednak
przypatrywałam mu się kątem oka, był wysokim, szczupłym dżentelmenem w czarnym
garniturze i jedwabnym kapeluszu.
-
Cieszę się. Co prawda mówię to po tym, jak na panienkę wpadłem, ale proszę
uważać. Trochę gapiów się zebrało dzisiejszego ranka…
-
Gapiów?
-
Dokładnie. Nie słyszałaś? Zdarzył się pożar w Harrods. Widzisz, jak zachodnie
niebo zostaje przysłaniane czarną smugą dymu? Znajduje się tam większy dom
towarowy… Trochę zajmie ugaszenie pożaru. Wygląda na to, że wielu ludzi również
oczekuje dzisiaj jakiegoś wydarzenia. Więc oprócz nich oraz ludzi uciekających
z pożaru jest tutaj dużo gapiów, którzy chcą się dowiedzieć skąd to całe
zamieszanie. Cóż za hałaśliwy poranek. Miejmy nadzieję, że nie będzie dużych
zniszczeń.
-…więc
wybuchł tam pożar…
Musiałam
tego nie zauważyć w pośpiechu. W taki oto sposób dowiedziałam się skąd dzisiaj
takie tłumy, zrozumiałam wtedy dlaczego ludzie mówią o mnie „wolno myśląca” i
znowu westchnęłam. Od zawsze miałam problemy, ponieważ gdy skupiałam się na
jednej rzeczy traciłam z oczu wszystko dookoła.
Gdy
się uspokoiłam i wsłuchałam w otoczenie usłyszałam słowo pożar krzyknięte z tej lub innej strony oraz wkoło rozbrzmiewające
syreny wozów strażackich z oddali. A spoglądając na zachód, co prawda nie
widziałam ognia za to widoczny był wylewający się stamtąd czarny dym. Dziwne
było, że ktoś mógłby się nie
zorientować, że chodzi o pożar – tak rozległy obszar został objęty ogólną
wrzawą. Wolałabym jednak nie zdawać sobie z tego sprawy i nadal, uważając za
moją największą gafę zaspanie dzisiejszego poranka, biec prosto przez ten tłum…
aż się wzdrygnęłam.
- Jak widzisz, powinnaś unikać tamtego rejonu
o ile to możliwe. Tam jest niebezpiecznie.
-
Tak… Dziękuję panu…
-
Nigdy nie wiesz, co Cię może spotkać. Często się zdarza, że perfekcyjnie
spokojny dzień w jednej sekundzie zamienia się w istny koszmar. Lub w pożar,
jak ten, który zatrzymuje Cię w drodze podczas ważnego dnia, hm?
-
Ah… przepraszam, biegłam nie patrząc przed siebie… Panu się śpieszy…
-
Nie, nie o tym myślałem. Jest dzisiaj grane przedstawienie, które chcę
zobaczyć, dlatego się śpieszę. Wykupiłem specjalne miejsca, więc nawet jeśli
się spóźnię to zostanie jeszcze czas do rozpoczęcia przedstawienia. Chciałem
przybyć wcześniej, napić się wina w holu, poprzeglądać broszury, wyobrazić
sobie to i owo, pospacerować chwilę i w końcu nacieszyć się w pełni głównym
wydarzeniem… Na to właśnie czekam. Dlatego małe opóźnienie spowodowane przez
ten pożar nie ma istotnego wpływu na moją drogę życia. Prawdziwymi
nieszczęśnikami są właściciele domu towarowego, klienci i personel. Co za
szkoda… o to prawdziwa tragedia, prawda?
-…t-tak…
Mężczyzna
mówił bardzo interesujące rzeczy. Zaczęłam podejrzewać, że każde jego zdanie ma
w sobie jakieś ukryte przesłanie. Jego zachowanie i każde kolejne słowo sprawiało
wrażenie, jakby chciałby dowiedzieć się, co będzie dalej.
-
Tak po prawdzie to wolę komedie od tragedii. Co innego wypada mi powiedzieć w
takiej sytuacji? Wojna i wzrost uzbrojenia, zmechanizowany przemysł i czerstwe
rozrywki, a na samym szczycie bum prohibicji nadchodzący z kontynentu. Nasi
wielcy przodkowie powiadali, że piwo to łzy aniołów, które nawilżają suchą
podróż życia, ale zapomniano o tym przez naszych pustogłowych polityków.
Dlatego ludzie są tak zdenerwowani i wszczynają wojny wierząc w teorie będące
gruszkami na wierzbie. Światło, że tak powiem, zniknęło z ludzkiego życia… co
za szkoda… Ah, nie ważne…. Hm? Powiedz, czy myśmy się już wcześniej nie
spotkali?
Po
tej wypowiedzi mężczyzna zrobił gest, jakby go coś oświeciło nieznacznie się
pochylił nade mną i spojrzał prosto na moją twarz.
-
Ah… - Pewnie zauważył, w końcu moja twarz jest porozwieszana po całym mieście.
- Nie, myślę, że jest to nasze pierwsze spotkanie. Mam bardzo pospolitą twarz i
wciąż to słyszę… haha.
Starałam
się uniknąć odpowiedzi na pytanie, ale dżentelmen wciąż się zastanawiał
przypatrując mi się swoimi oczami schowanymi za grzywką. Jeśli będziemy
rozmawiać dłużej, pewnie zorientuje się kim jestem. Byłby to duży problem,
gdyby nagle zbiegłby się tu jeszcze większy tłum niż już jest. Obserwował mnie
przez chwilę, spuściłam wzrok zdenerwowana. Nagle poczułam, jak mu się
zaświecają oczy, choć nie mogłam tego dostrzec pod tą grubą grzywką.
-
Cóż za wspaniała bransoleta. Wygląda na dość starą i często używaną…
-
D-dziękuję, wiem, że jest już znoszona, ale jest dla mnie bardzo ważna…
-Rozumiem.
Dbaj o nią. Mówi się, że przedmioty przechowują świadomość swojego właściciela
nawet przez bardzo długi czas. Jestem pewny, że Twoi przodkowie… i babcia
obserwują Cię uważnie.
-
…
Spojrzałam
na niego zaskoczona. Jednakże jego spojrzenie nadal było ukryte za grzywką,
więc nie mogłam go odczytać. Jego łagodny głos wprowadzał jakiś dziwny stan
rezonansu. Z pewnością wspomniał przed chwilą o mojej babci… Skąd mógł
wiedzieć, że to od niej? Był jej znajomym…?
-
Eh… skąd…
W
tym momencie usłyszałam odgłos bijącego dzwonu z pobliskiej wieży zegarowej.
Ciężki, metalowy dźwięk wybijany dwanaście razy.
Słuchałam
go krótko, ale od razu zrozumiałam. O nie. Tak byłam zaabsorbowana rozmową z
dżentelmenem, że zapomniałam dlaczego tak mi się śpieszyło. Spotkanie miało być
o dwunastej.
-
O mój… to już ta godzina. Obawiam się, że nie mogę dłużej rozmawiać.
Dżentelmen
podwinął odrobinę swój lewy rękaw i przyjrzał się tarczy staroświeckiego
zegarka.
-
Dziękuję, że powiedziałeś mi o pożarze. Właśnie sobie przypomniałam, że mi
również się śpieszy… Dzisiaj jest bardzo ważny dzień… muszę już iść!
-
Tak, uważaj na siebie… Życzę wspaniałego dnia panienko. Również się oddalę.
Szybko
odkłoniłam się nieznajomemu, dżentelmenowi zostawiając go pośpiesznie. Może
naprawdę był znajomym babci… Chciałabym dłużej poprowadzić z nim rozmowę, ale
zostałam wciągnięta w nieuniknioną rzeczywistość tego, że byłam już spóźniona.
Do
tego, dalsza konwersacja mogłaby ujawnić kim jestem. Jestem Kopciuszkiem z West
End, która występuje dzisiaj w uznanym, nowym przedstawieniu. Nagle, znów
zderzyłam się z rzeczywistością. Wezbrało we mnie szczęście wymieszane z
odrobiną nieśmiałości, nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Ściany głównej ulicy,
którą biegłam, latarnie uliczne, bilbordy. Mój najwspanialszy uśmiech zdobił
całe miasto. Plakaty ze mną, odtwórczynią głównej roli w przedstawieniu dzisiejszego
wieczoru. Moje oczy zetknęły się z tymi na zdjęciu należącymi do dziewczyny z
pięknym uśmiechem. Zastrzykiem pozytywnej energii biegłam dalej ulicą
prowadzącą do teatru.
Gdy
tylko otworzyłam drzwi do poczekalni dla artystów nr1 spotkałam trójkę aktorów cieszących
się elegancką herbatą w południe. Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie,
niedawno minęła 12:30. Spotkanie zostało zapowiedziane na dwunastą.
Chcąc
zdusić własny strach, ścisnęłam chusteczkę wewnątrz kieszeni mojej spódnicy. To
nie był żaden talizman na szczęście, czy coś; odkąd byłam mała nabawiłam się
nawyku sięgania po nią, gdy zaczynam się stresować albo bać.
Dotyk
miękkiej tkaniny uspokoił mnie nieco. Wciąż ciężko dysząc, czułam, że muszę
natychmiast przeprosić, więc skłoniłam się o równe 90 stopni i krzyknęłam z
całych sił:
-
Um…! Strasznie mi przykro! S-spóźniłam się o całe pół godziny!
-
A więc już jesteś Miku. Zaspałaś?
Kaito;
lider, który znalazł wszystkich aktorów tego teatru, przywitał mnie nie ze
złością, a z szerokim uśmiechem. Gdy nadal wpatrywałam się w podłogę, on
schylił się i podał mi ręcznik.
-
U-um…
-
Powinnaś najpierw zetrzeć cały pot, bo się przeziębisz.
-
Dziękuję…
-
Zaraz jak się uspokoisz, powinnaś szybko się przebrać.
-
Dobrze…
Cała
trójka miała już cały makijaż nałożony i była przebrana w stroje do
dzisiejszego przedstawienia.
-
Rany, rany… nie oszczędza się, jak widzę.
-
Pani Luka! Dz-dzień dobry! Przepraszam za spóźnienie!
tbc. -------------------------
Przez problemy techniczne (och, komputer mi się popsuł) musiałam zająć się tym wszystkim od nowa :< bardzo was przepraszam.
Luka siedziała na najbardziej luksusowym miejscu z tyłu usytuowanym przy oknie, w pełnym słońcu, mówiła do mnie powoli podnosząc swój wzrok na mnie. Jej piękne, długie, różowe włosy mieniły się w promieniach słońca, które teraz było już wysoko na niebie. Wyglądała dzisiaj pięknie pomimo oziębłości, jak zawsze dostojnie odgarniając swoją grzywkę, jej spojrzenie wywoływało na mnie wrażenie bogini księżyca z jakiegoś malowidła, która przez pomyłkę znalazła się na herbatce boga słońca.
Po krótkim przywitaniu się z całą trójką aktorów i po wytarciu się ręcznikiem, usiadłam na najuboższym krześle tuż przy drzwiach, otwierając swoją torbę. Sprawdzałam ją raz przed wyjściem rano, ale wolałam się upewnić, czy na pewno o niczym nie zapomniałam. Na przykład, musiałam mieć ze sobą z powrotem rekwizyty, które pożyczyłam, aby poćwiczyć w domu. Podczas przeszukiwania swojej torby, Meiko - która czytała gazetę siedząc na kanapie obok Kaita - podeszła i usiadła na trzyosobowej sofie naprzeciwko mnie.
- Proszę bardzo, zimna, cytrynowa herbata. Gorąco dzisiaj, prawda? Wyspałaś się?
- D-dziekuję! Um... Po prawdzie byłam trochę nerwowa i nie spałam za wiele. Położyłam się do łóżka prawie o świcie, ale wtedy miałam straszny sen... Próbowałam zasnąć jeszcze dwukrotnie... gdy się zorientowałam, że zbliża się dwunasta... tak, więc położyłam się bardzo późno...
Zachowanie i ekspresja Meiko emanują elegancją oraz dojrzałością, dlatego niektórzy myślę, że trudno się do niej zbliżyć. Choć tak na prawdę jest raczej wścibska, otwarcie wchodząc z drugą osobą w dialog. Nawet ze mną, nowicjuszką, która jest w trupie od pół roku, będąc dorosłą indywidualistką, nalewa mi herbaty od razu nawiązując ze mną rozmowę przez cały ten czas. A jeśli kiedykolwiek czuję się zawstydzona albo nerwowa z tego powodu, obdarza mnie wesołym uśmiechem, naturalnie rozpraszając moje obawy... Meiko to na prawdę ciepła osoba.
- Rozumiem... to trudne. Dzisiejszy ranek jest jednym z tych głośniejszych. Najpierw, rozchodzący się zakaz prohibicji, a potem ten korek na ulicach spowodowany pożarem w Harrods...
- T-tak...
Kobieta mówiła z bolesnym wyrazem twarzy, jakby nadchodził koniec świata, takim jak wcześniej przy czytaniu gazety, pewnie dlatego, że znowu sobie o tym przypomniała.
- Ale nic nie szkodzi. Nie jesteś dzisiaj jedyną, która się spóźniła.
- Nie jestem? Och... um, napiję się herbaty.
Wzięłam do ręki zimną szklankę i duszkiem wypiłam całą zawartość. Moje wysuszone gardło wypełniło się goryczą z lekko kwaśnej herbaty. Przepyszna. Wiosenne rośliny dopiero kiełkowały, a noce nadal niosły chłód, ale pora była już na tyle ciepła, że można się porządnie spocić podczas biegu. Szklanka zimnej, cytrynowej herbaty zaraz po wysiłku jest jak błogosławieństwo. Zauważyłam, że podszedł do nas Kaito i usiadł obok Meiko.
- Hej, Mei-pie? Też chciałbym dostać, zrobioną przez Ciebie, cytrynową herbatę.
- Zrobiło się ostatnio bardzo gorąco, prawda? Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Ile razy już Ci mówiłam? Przestań mnie tak nazywać, ty zbereźniku.
tbc. -------------------------
Przez problemy techniczne (och, komputer mi się popsuł) musiałam zająć się tym wszystkim od nowa :< bardzo was przepraszam.
Tak tylko piszę, że ktoś inny postanowił przetłumaczyć novelkę (https://novelki.pl/projekty/Bad-End-Night)
OdpowiedzUsuń33 yrs old Business Systems Development Analyst Bevon Matessian, hailing from Terrace Bay enjoys watching movies like Eve of Destruction and Foraging. Took a trip to Rock Art of the Mediterranean Basin on the Iberian Peninsula and drives a Tacoma. katalog
OdpowiedzUsuń